Obserwuję z przykrością jak słowo „kontrowersyjny” traci na naszych oczach swoje pierwotne znaczenie (czyli „budzący zróżnicowane oceny”) i przekształca się w coś w rodzaju uniwersalnego określenia negatywnego. Zamiast powiedzieć, że film jest kiepski mówi się, że jest „kontrowersyjny” – dzięki temu wypowiedź brzmi bardziej „ętelektualnie”. Zabawnie wypadło to w niedawnym sporze o to, czy niejaki „Ogień” był postacią kontrowersyjną – otóż jeśli jest na ten temat jakiś spór, to był postacią kontrowersyjną po prostu z definicji.
Znaczna część zamulenia naszego dyskursu bierze się z tego, że wiele słów chcemy przerabiać tak, by były znaczeniowo tożsame słowom „fajny”/”niefajny” – innym przykładem jest słowo „obiektywny”. Mówi się „obiektywny komentator” czy „obiektywna recenzja” zamiast „komentator zgodny z moimi poglądami” czy „recenzja zgodna z moją oceną”.
Tak naprawdę jednak „obiektywny” to „niezależny od poznającego podmiotu”. Obiektywna powinna być informacja, ale komentarz czy recenzja z definicji zależą i powinny zależeć od poznającego podmiotu, którym jest sam recenzent czy komentator. Obiektywny recenzent to kiepski recenzent, bo sam nie ma swojego zdania na temat tego co recenzuje.
Mechanizmem napędzającym to zjawisko jest nasza niechęć do przyznania, że nasze sądy są po prostu naszymi sądami. Zamiast „ja tu widzę słabe punkty” mówimy „można tu dostrzec pewne słabe punkty”, bo nam się wydaje, że nasze słowa zyskują na tym powagi. Osobiście jednak uważam, że ten zwyczaj jest totalnie kontrowersyjny i bardzo nieobiektywny. Nie chcę tu rzucać żadnych alibi, ale to maksymalny kompromis po prostu.
Obserwuj RSS dla wpisu.