Bolanda – tak się nazywa nasz kraj po arabsku (nietrudno się domyślić, że tak jak japońskie Porando, to słowo pochodzi od angielskiego Poland). W internetowym slangu zaczęto jednak używać tego słowa ilekroć chce się podkreślić cywilizacyjne zapóźnienie Polski – Bolanda brzmi przecież całkiem jak nazwa jakiegoś egzotycznego miejsca gdzieś w Trzecim Świecie, w którym w parlamencie z udziałem szamana odbywa się ceremonialne zaklinanie deszczu. Według gugla zresztą naprawdę gdzieś w Kongu jest takie miejsce, z mapy wynika, że to rzut aksamitnym kapeluszem od równika. Doskonale pasuje to do zdań takich jak: „W normalnym kraju takie rzeczy załatwia się do ręki, ale w Bolandzie…” czy „W normalnych krajach budowę autostrad zaczyna się od wylotowych tras z wielkiego miasta, ale w Bolandzie…”.
Była kiedyś duszoszczypatielna piosenka kabaretowa "żeby Polska była Polską". Teraz czeka nas dużo ważniejsza sprawa – żeby Polska nie była Bolandą.
Obserwuj RSS dla wpisu.