Spośród wszystkich kłamstw Jarosława Kaczyńskiego najbardziej gładko wyszło mu wylansowanie określenia „inwigilacja prawicy” na aferę Lesiaka. Mem się przyjął i wszyscy to już tak zaczęliśmy nazywać, chociaż przecież nawet ujawniając w „Wyborczej” całą tę aferę w roku 1999 Kaczyński przyznał, że inwigilacji poddawano też lewicę – co mu odpowiadało, bo przecież „precz-sko-munom! precz-sko-munom!”.
Po ujawnieniu pierwszych dokumentów okazało się jednak, że inwigilowano też lewicę postsolidarnościową – PPS, Solidarność Pracy, Ruch Demokratyczno-Społeczny. O czym już w 1999 roku Kaczyński powinien był wiedzieć, bo podobno znał już wtedy wszystkie te dokumenty.
Nie wierzę w to, że Kaczyński chce „wyjaśnić tę aferę do końca”. Chodzi mu o zbudowanie na bazie owej szafy uniwersalnego generatora kwitów – co jakiś czas jak królik z kapelusza wyciągany będzie kolejny wieloznaczny papierek, publikowany w jakimś zaprzyjaźnionym czasopiśmie. Powody są proste – gdyby miał ją „wyjaśniać do końca”, musiałby też wyjaśniać własne brzydkie sprawki.
Jak już wcześniej pisałem na tym blogu, początki III Rzeczpospolitej obserwowałem bez entuzjazmu, spędzając idealistyczną młodość na nieudanej próbie budowy w Polsce postsolidarnościowej lewicy w postaci reaktywowanej PPS. Wydawało mi się na przykład, że rozwiązaniem zgodnym z elementarnym poczuciem sprawiedliwości byłoby zwrócenie PPS majątku zagarniętego przez komunistów w latach 40.
Tymczasem na przykład założony przez PPS „Express Wieczorny” został w ramach radosnego rozszarpywania majątku RSW przez partie postsolidarnościowe przekazany Porozumieniu Centrum. Ludzie Kaczyńskiego zrobili z najpopularniejszą warszawską gazetą jedyną rzecz, jaką potrafią robić z czymkolwiek – czyli zarżnęli. To tak a propos jęków pana premiera, że za nim nie stoją potężne gazety ani telewizje – było przynajmniej szanować te, które zagarnęliście.
III Rzeczpospolitą budowano w brzydki sposób. Nie mam za grosz zaufania do dawnych funkcjonariuszy UOP choćby dlatego, że wszyscy widzieliśmy ich w akcji montujących aferę Jaruckiej czy aferę Olina. Ale za grosz zaufania nie mam też do polityków dawnego Porozumienia Centrum, którzy w tym wszystkim od samego początku uczestniczyli.
Tyle, że jak zwykle nieudolnie.
Obserwuj RSS dla wpisu.