Wpadł mi właśnie w ręce stary egzemplarz „Trybuny Ludu”, której reporter został zaproszony by przez jeden dzień obserwować pracę towarzysza premiera. Lektura zabawna, bo człowiek zdążył już zapomnieć, że kiedyś w tej profesji panowało aż takie lizusostwo.
Reportaż zaczyna się od kontrastu: wewnątrz rządowego tupolewa towarzysz premier emanuje potęgą swojego spokoju, a na zewnątrz „szaleje rozdzierająca płaszcze wichura”. Towarzysz premier ciężko pracuje dla dobra socjalistycznej ojczyzny: „Jest 18:40. Dla towarzysza premiera to mniej więcej środek dnia, który zakończy się dwie-trzy godziny po północy. Czeka go jeszcze lektura wieczornych raportów dziennych, kilka spotkań i potwierdzenie harmonogramu na jutro. Na sam koniec, już w domu, lektura dokumentów lub książki”.
Towarzysz premier sam ciężko pracuje, więc dużo wymaga też od towarzyszy ministrów. Ci aż boją się rozmawiać z towarzyszem premierem. „Bo rozmowa jest straszliwie konkretna, wręcz brutalna. Nie o chęciach, programach, zamierzeniach, ale przygotowywanych zmianach kadrowych czy w prawie”. Słusznie, towarzyszu premierze, dobrymi chęciami nowej Polski się nie zbuduje. Konkretów nam potrzeba, towarzysze, konkretów!
Towarzysz reporter obawia się, że towarzysz premier z przemęczenia zidiociał czy zdziecinniał, zauważył bowiem u niego gaworzenie. Miało to miejsce w Wojniczu w Małopolsce, który właśnie dzięki towarzyszowi premierowi otrzymał prawa miejskie.
Skupmy się na chwilę przy opisie gospodarskiej wizyty towarzysza premiera w tej miejscowości, bo dziś tak fantastycznie wazeliniarskiego stylu już się w prasie nie spotka: „Wielki kosz lokalnych smakołyków i radosne gaworzenie z babciami i wnukami wspólnie uprawiającymi sztuki plastyczne w miejscowym domu kultury wyraźnie dobrze nastroiły premiera. I chyba w akcie wdzięczności za ciepłe przyjęcie (…) w jednej z wojnickich fabryk wśród pachnących farbą, dopiero co wyprodukowanych maszyn drukarskich wygłosił, po raz pierwszy tak szczerze, swoje credo: Postawiliśmy na zwykłą Polskę!”.
Aż się chce zacząć skandować – niech żyje zwykła Polska, na której towarzysz premier postawił kosz smakołyków! Niech żyje towarzysz reporter i radosne gaworzenie! Niech żyją towarzyszki babcie i towarzysze wnuczki! Niech żyje aktyw robotniczy Wojnickiej Fabryki Maszyn Pachnących Farbą! Niech żyją wypowiedzi towarzysza premiera, po raz pierwszy tak szczere!
Kim był autor tego tekstu? Odwracam kartkę: „Michał Karnowski”. Data publikacji: 20-21.01.2007. Ach, to jednak nie była „Trybuna Ludu”? Tut mir leid. Pamiętam tamtą epokę, to pewnie stąd te skojarzenia. Na szczęście redaktor Karnowski uprawia swoją propagandę w stuleciu internetu, gdzie każdy seksualny fetysz ma swoją grupę dyskusyjną, fandom i comiesięczną konwencję. Nie ma się czego wstydzić, redaktorze, ale mam nadzieję, że pamiętacie, że rimming to bardzo niebezpieczna praktyka.
Obserwuj RSS dla wpisu.