Co wiemy o sprawie doktora G.? Że miał „30 procent zgonów, niesłychanie wysoki odsetek” (Mariusz Kamiński). Wiemy też, że „to typowy procent zgonów chorych po przeszczepieniu serca w rok po operacji” (prof. Wojciech Rowiński, szef Polskiej Unii Medycyny Transplantacyjnej). Wiemy też, że w domu lekarza policjantom udało się zidentyfikować kilka butelek koniaku.
Te cienkie jak jelito zaskrońca materiały wystarczają „Dziennikowi”, by rozstrzygać o winie – walnęli se tytuł „Lekarz zabił pacjenta, bo nie dostał łapówki”. Słusznie, redaktorzy, znak zapytania jest dla mięczaków. Przynajmniej „Fakt” odwołuje się do inteligentniejszych czytelników i jego publicystyczny filar też ma w tej sprawie wątpliwości.
Ja nie zamierzam wydawać wyroków przed poznaniem dowodów – być może doktor G. nie będzie w stanie wykazać źródła pochodzenia każdej flaszki (obywatelu: czy twój barek ma już certyfikowany audyt od proboszcza lub lokalnego działacza PiS?). Jeśli jednak minister Ziobro przedstawia tę sprawę w takim stylu, że dla samej tej sprawy warto było powołać CBA – to ja jakoś kurna nie jestem przekonany, że potrzebujemy robokopów ze specjalnymi uprawnieniami do liczenia butelek koniaku.
Ostatnie przetasowania w rządzie pokazują, że Ziobro i jego ludzie mają być teraz nowymi gwiazdami PiS. Jest w tym jakaś kacza logika. Nawet najwięksi idioci przestali już chyba wierzyć w obietnice obniżenia podatków, przyśpieszenia budowy autostrad, taniego państwa, tanich podręczników, solidarnej Polski, w dodatku całej w buraczkach.
Co jeszcze rządowi zostało? Zbigniew Ziobro, natural born showman. Ten zawsze może zrobić konferencję i pokazać jak działa niszczarka do papieru. Jako showman sprawdza się tak dobrze, że z takich konferencji zapamiętujemy nie tyle to, że Ziobro po raz kolejny wyszedł na durnia (niszczarką bawił się, przypomnę, na supertotalspeckonferencji zorganizowanej z okazji rzekomej afery bilboardowej, która w końcu okazała się totalnym palcossankiem Jacka Kurskiego), ale same jego gesty i miny. Teraz też tak pięknie podniecał się tym, że „nikt już nie będzie pozbawiony życia przez tego pana”, że kiedy cała ta afera skończy się oddaleniem zarzutu zabójstwa – ludzie będą pamiętać jak pięknie pan minister bronił prostego człowieka, a nie to jakie bzdury wygadywał.
Przy całym moim braku sympatii do Leszka Millera, nikt nie podsumował Ziobry tak celnie jak on. Szkoda, że TVPiS reżyserując wczorajszy spektakl nie wykorzystała tego kreatywnie – gdyby ministra Ziobrę ustawić pod odpowiednim kątem, wyszłoby nawet że dr G. miał 300% zgonów. Kamiński miałby wtedy przynajmniej swój niesłychanie wysoki odsetek.
Obserwuj RSS dla wpisu.