Jedziemy na ferie, a więc po pierwsze, zrobi się na blogu trochę ciszej. Po drugie, to znaczy że co bym nie zrobił z iPodem i tak mogę teraz myśleć tylko o jednej piosence.
Napisał ją ponad 60 lat temu Bobby Troupe dla Nat King Cole’a, ale moje ulubione wykonanie to współczesny cover Depeche Mode. W dodatku nie tej wersji co na teledysku tylko w wersji „Beatmasters Mix” z singla „Behing The Wheel”.
Dlaczego? Bo ta droga już nie istnieje. Troupe ją przejechał naprawdę i wymyślił ją podczas długiej jazdy z Chicago do Los Angeles. Dzisiaj podobną funkcję pełni autostrada Interstate 40 a Amerykanie, którzy się nie patyczkują ze swoją tradycją zwyczajnie odcięli część dawnych odcinków (np. wysadzając w powietrze niekonserwowane mosty).
Ubocznym skutkiem była śmierć całych miejscowości takich jak Amboy, miasto które przez sto lat żyło z tego, że każdy jadąc do lub z Kaliforni robił w nim ostatni postój przed lub pierwszy po przekroczeniu pustyni, ale szlag je trafił w połowie lat 70. gdy ukończono ostatni odcinek I-40.
Samo zrobienie elektronicznego covera tej ballady już ma w sobie pewną postmodernistyczną ironię, ale Beatmasters Mix dodatkowo nakłada na to nagrania amerykańskich starych programów telewizyjnych, przede wszystkim „Jaka to melodia?”, w którym uczestnik radośnie oznajmia „rut siksty siks!”. Ballada Troupe’a opowiadała więc o drodze, a cover depeszów opowiada już tylko o wspomnieniu czy o marzeniu o drodze. Bo cóż innego nam dzisiaj zostało, zwłaszcza w Bolandzie.
Z tego co wiem, sami Amerykanie nie dbają o swoje dziedzictwo – za to szlakiem dawnej Route 66 jadą tłumy europejskich turystów. Bardzo przeze mnie ukochana komedia „Bagdad Cafe” Percy Adlona opowiada o niemieckiej turystce zabłąkanej na pustyni podczas takiej właśnie jazdy. Robiłem kiedyś wywiad z Larsem von Trierem na temat umownej Ameryki w jego „Dogville” i okazało się przy tej okazji, że obaj znamy tekst piosenki na pamięć – Lars zaczął od „Oklahoma City looks oh so pretty”, a ja wtórowałem mu „z Kingman, Barstow, San Bernardino…”.
No cóż, dla mnie marzenie o przejechaniu tą drogą to jedno z tych marzeń, za które sprzedałbym duszę diabłu. Na razie jadąc na ferie mam nadzieję zobaczyć nowy kawałek S69 przed Zwardoniem tudzież nowy kawałek D1 koło Powazskiej Bystrzycy. Co roku Wenecja przybliża się do Warszawy o parę kilosków, choć Oklahoma City wciąż jest równie daleko.
Obserwuj RSS dla wpisu.