W dyskusji o lustracji dziennikarzy Rafał Ziemkiewicz wysuwa pozornie bardzo poważny argument: "że w Niemczech wszyscy bez wyjątku dziennikarze składali oświadczenia lustracyjne i jakoś nie było takich oporów". Poproszę o źródło tej rewelacji. Według mojej wiedzy – która jakaś tam jednak jest, bo ulegam znanej lewackiej skłonności do czytania książek – nic takiego nie miało miejsca. W 1990 roku parlament NRD uchwalił lustrację pracowników służby cywilnej. Cytuję ich wyliczenie za "Transitional Democracy": "They included judges, lawyers, police, teachers, university professors and other representatives of the federal and regional legislature and executive offices". Już po zjednoczeniu oświadczenia musieli składać pracownicy enerdowskiej służby cywilnej przechodząc do służby cywilnej zjednoczonych Niemiec. Chodziło o lustrowanie pracowników sektora publicznego, nigdy prywatnego. Sam pomysł żądania takich oświadczeń od pracowników prywatnych korporacji medialnych jest tak niedorzeczny, że nie pasuje mi do normalnego kraju – to mógł wymyślić tylko jakiś prawicowy psychol w Bolandzie. Przyjmę jednak z pokorą kontrargument w postaci namiarów na konkretną niemiecką ustawę. Bitte sehr, herr Ziemkiewicz? A może znowu się napisało nie to co się miało na myśli – nie w Niemczech tylko na placu Czerwonym i nie oświadczenia lustracyjne tylko rowery?
Obserwuj RSS dla wpisu.