Dzięki dyskusji Leniucha i Sewerjana pod poprzednią notką zajrzałem do archiwalnych tekstów, za co jestem im obu wdzięczny, bo to ciekawy przyczynek do pytania o to, kto własciwie odpowiada za ukrywanie komunistycznych zbrodni.
„Zadajmy sobie trud zajrzenia do „Wyborczej" z kolejnych rocznic 13 grudnia” – napisał kiedyś Ziemkiewicz. Gdyby go sobie rzeczywiście zadał i zajrzał do „Gazety" z 13 grudnia 1991, znalazłby bardzo emocjonalny tekst Bronisława Wildsteina „Współudział w morderstwie Pyjasa”. Wildstein pisał w nim o profesorze Zdzisławie Marku, który prowadził sekcję zwłok Pyjasa i jego ekspertyza posłużyła do uprawdopodobnienia oficjalnej wersji, że przyczyną śmierci Pyjasa był nieszczęśliwy wypadek. Wildsteina poruszyło to, że prof. Marek w Radiu Kraków pośrednio przyznał się do tego, że wiedział, że Pyjasa pobito a mimo to nie napisał tego wprost w swojej ekspertyzie.
„Prof. Zdzisław Marek jest wspólnikiem morderstwa, albowiem świadomie, wszelkimi środkami usiłował je ukryć” – napisał w tym tekście Wildstein. Profesor Marek uznał, że w tym zdaniu Wildstein poszedł jednak za daleko i wytoczył mu proces o zniesławienie. 21 lipca 1992 sąd nakazał Wildsteinowi przeprosić za to sformułowanie.
Przyjaciele Wildsteina z opozycji napisali list otwarty do ministra sprawiedliwości prof. Zbigniewa Dyki, w którym apelowali o rzetelne śledztwo w sprawie śledztwa Pyjasa. List ukazał się w „GW” 17 sierpnia (wśród sygnatariuszy byli oczywiście najsławniejsi przyjaciele Bronka z konspiry – Lesław Maleszka i Henryk Karkosza). Wildstein odwoływał się od wyroku, ale w drugiej instancji go utrzymano.
Leniuch uważa, że ten wyrok to skutek braku lustracji, deubekizacji, dekomunizacji i dełoteweryzacji. W dyskusji odmówił jednak merytorycznego wyjaśnienia, co w tym procesie mogłaby zmienić lustracja przeprowadzona np. już w roku 1990. Wszystkie lustracje świata nie mogą komuś odebrać prawa do bronienia się przed zarzutami przesadzonymi czy nieuzasadnionymi, a tak niewątpliwie było w przypadku zarzutów Wildsteina.
Ludzi odpowiedzialnych za zbrodnie PRL należy oczywiście rozliczać, ale indywidualnie – wszędzie tam, gdzie da się wykazać konkretną winę konkretnej osobie. Interesujące, że ludzie, którym rzekomo zależy na rozliczaniu zbrodni, w praktyce gdy pojawi się taka możliwość, starają się to torpedować w ideologicznym zacietrzewieniu – na przykład wysuwając oskarżenia przesadne i na dalszą metę kompromitujące sprawę o którą walczą (casus Wildsteina) albo wręcz próbując storpedować rozliczenie indywidualne, skoro nie przeprowadzono zbiorowego.
To drugie to zabawny przykład Cezarego Michalskiego, który kiedyś wyguglałem. W 2004 roku ruszył proces przeciwko milicjantowi, który w 1982 pobił zatrzymanych demonstrantów – wśród nich Michalskiego właśnie.
Co mówi osoba zainteresowana rozliczaniem państwa totalitarnego, gdy pojawia się szanse na udowodnienie winy konkretnej osobie, zgodnie z wszelkimi normami państwa prawa? Ta osoba mówi wtedy: ”Odmawiam zidentyfikowania milicjanta, który mnie pobił. Najpierw powinien rozliczyć się Kiszczak z Michnikiem”.
I kto tu właściwie próbuje ukrywać zbrodnie z przeszłości?
Obserwuj RSS dla wpisu.