W czasach Marksa tę postawę nazywano blankizmem, od pewnego francuskiego konspiratora republikańskiego, który przesiedział ileś tam llat w więzieniach za różnych reżimów. Blanqui był przekonany, że chociaż oczywiście rewolucja republikańska ma służyć ludowi Francji, nie powinien jej dokonywać sam lud. Ten bowiem, ulegając postfeudalnej świadomości, w końcu zawsze zejdzie ze słusznej drogi i znowu poprze jakiegoś cholernego Napoleona.
Rewolucji powinien zatem dokonać elitarny oddział spiskowców, którzy zaprowadzą bezwzględną dyktaturę. Po wyrugowaniu resztek feudalizmu będą edukować lud i czekać na dzień, w którym będzie już dość świadomy by przekazać mu władzę nad Republiką.
Marks i Engels potępiali blankizm w przekonaniu, że na dalszą metę nie da się zrobić nic dla mas bez mas. Dostrzegali oczywiście problem „fałszywej świadomości” ale uważali, że edukację mas należy przeprowadzić przed rewolucją a nie po niej, bo dopóki masy nie są świadome, nie ma w ogóle sytuacji rewolucyjnej i działania spiskowców doprowadzą najwyżej do jakiejś malowniczej tragedii. Dlatego swoich zwolenników namawiali by zamiast spiskowych organizacji zakładali masowe i jawnie działające partie takie jak działająca do dzisiaj SPD.
W okresie Wiosny Ludów Marks i Engels zdawali się jednak przez chwilę sympatyzować z tym poglądem (zwłaszcza w obliczu kompletnej klęski demokratycznego parlamentu we Frankfurcie), czego wyrazem był tzw. adres do Związku Komunistów z roku 1850. Potem kompletnie się z tego wycofali i ten tekst był zapomniany aż do przełomu stuleci, kiedy niejaki Parvus (Alexander Helphand) zainteresował nim Lwa Dawidowicza Trockiego, który potwornie tym podekscytowany zwrócił się do swego starego kumpla słowami „Wołodia, eureka! Już wiem jak to mamy zrobić!”.
Reszta jest milczeniem nad masowymi grobami.
Rafał Ziemkiewicz pisząc powieść „Walc stulecia” odgrzebał tę sprawę z zapomnienia, za co go bardzo chwaliłem. Swoją pracę nad tą powieścią przypomniał niedawno na swoim blogu. Jego blogowa notka to oczywiście kolejna tyrada przeciwko lewicy, ale to strasznie zabawne że napisał ją akurat w momencie, w którym właśnie polska prawica masturbuje się prawicowym wariantem blankizmu – koncepcją „mordu założycielskiego”.
Co do mnie, odrzucam tę koncepcję. Przy całym swoim po-mo, uważam że w wielu sprawach właśnie dziewiętnastowieczni ortodoksyjny marksiści mieli rację. Historia nie potrzebuje żadnych mord założycielskich. To nie jest tak, że wystarczy kogoś powiesić lub zgilotynować, żeby zmieniła się cała epoka czy cały naród. Morderstwo to morderstwo, niczego nie da się na nim zbudować, bo – by zacytować klasykę myśli marksistowskiej – podstawą wszelkiej władzy jest poparcie mas a nie dziwaczna kobieta rozdająca miecze w sadzawce. Jeśli masy nie są gotowe to mówi się trudno i pisze się o serialach telewizyjnych, a nie sięga po spiski i mordy.
Mam nadzieję, że odpowiedziałem na pytanie Beztlumika z dyskusji pod poprzednią notką o ekscytację polskiej prawicy Mordem Założycielskim. Bonusowo odpowiedziałem też chyba na pytanie o to co w tym gronie robi Ziemkiewicz.
W świetle jego widocznej niechęci do metod Parvusa, przypuszczam że Ziemkiewicz pełni wśród polskiej prawicy rolę inteligenckiego chłopaka z dobrej rodziny, który dosiadł się do osiedlowego gangu wysiadującego na ławeczce przed jego blokiem, bo mu imponowali. Wbrew sobie próbuje mówić ich językiem: skład na miejscówce, spoko ziomki, jaramy blanty, ale co chwila coś mu jednak w tym zgrzyta. Elo ziom, może wreszcie kiedyś zmądrzejesz.
Obserwuj RSS dla wpisu.