Kocham Internet za takie ciekawostki. W Japonii zbankrutował właśnie najstarszy biznes świata – prowadzona od 578 roku przez rodzinę Kongo Gumi firma budująca buddyjskie świątynie. Jej obecny prezes Masakazu Kongo jest 40 członkiem rodziny na tym stanowisku. W swojej niezwykłej historii firma przeżyła liczne dziejowe zakręty, z których najpoważniejszy był okres reform Meiji, kiedy firma straciła państwowe dotacje na budowę świątyń. Upadła jednak w sposób pouczająco trywialny.
W latach boomu 80. ciężko się zapożyczyła pod spekulacyjny zakup gruntów. Kiedy przyszła recesja, długi okazały się nie do spłacenia zwłaszcza, że sekularyzacja spowodowała trwałe kurczenie się rynku budowy nowych świątyń. End of story. Firmę przejął wielki koncern budowlany Takamatsu.
Kurczę, 578 rok! Nie było jeszcze Polski. Co tam Polski zresztą, nawet o Francji czy Niemczech w nowożytnym znaczeniu nie ma jeszcze sensu mówić.
To się aż prosi o jakiegoś cyberpunka. Rok 2050, serwery zabiatsu Takamatsu paraliżuje dziwny, błyskawicznie namnażający się wirus, seksowny cyborg w żeńskiej skórze przystępuje do śledztwa, okazuje się że to hackerem jest wnuk Masakazu Kongo, od lat szkolony przez rodzinę tylko w tym jednym celu – pomszczenia hańby dziadka i odzyskania rodzinnej firmy. Sprawy wymykają się spod kontroli, wirus okazuje się potężną sztuczną inteligencją, przejmuje kontrolę nad cyborgiem, sieć jest wielka, dokąd teraz pójdzie mała dziewczynka, a niebo nad zatoką ma kolor monitora nastrojonego na TV Trwam.
Pouczające jest też to, czym jest najstarszy biznes świata. Niekoniecznie zaraz prostytycją, bo po kolejnym zakręcie historii musi się człowiek strasznie natłumaczyć, że najpierw był w POP PZPR a potem w POP PiS. Ale kasa na świątynie do czczenia mzimu Dżejpitu w każdym ustroju się znajdzie.
Obserwuj RSS dla wpisu.