Zaciekła dyskusja o zamknięciu serwisu Napisy.org (z której najważniejszym dla mnie wnioskiem jest to, że faktycznie przesadziłem wyrażając zadowolenie także z zamknięcia jego współtwórców – wycofuję to, zostając wszelako przy zadowoleniu z zamknięcia serwisu) sprawiła, że nie zdążyłem napisać notki o innym bieżącym niusie czyli o wywaleniu z targów książki Davida Irvinga.
Chciałem to już odpuścić ale dostałem dziś list od Oburzonego Czytelnika, najbardziej odjechany w mojej karierze. Pisząc o Irvingu porówałem jego warsztat „historyka” do warsztatu Daenikena – obaj odwołują się do sobie tylko znanych źródeł, unikając „peer review”, więc obaj stoją poza normalną nauką. Czy zaprotestował jakiś neonaziol? Nie, zaprotestował entuzjasta Daenikena.
„Deniken” – pisze Czytelnik – w wielu sprawach ma rację, na przykład pisząc o spotkaniu proroka Ezechiela ze statkiem kosmicznym, co „w sposób jednoznaczny potwierdził Joseph F. Blumrich kierownik zespołu badań konstrukcyjnych NASA”. Czytelniku drogi, uwierz mi – w końcu to ja pracowałem dla komunistycznych służb specjalnych nad ukrywaniem obecności UFO na Ziemi – Daeniken to ściema. W historii trudno o „jednoznaczne potwierdzenie”, zwłaszcza gdy spór dotyczy tego, czy jakiś starożytny tekst zawiera opis prawdziwego potwora czy też na przykład metafory grozy podróży morskiej.
Wracając do Irvinga; jestem przeciwnikiem karania za „kłamstwo oświęcimskie”. W polskim prawie ten zakaz wprowadziła w 1998 roku ustawa o IPN – czyli ustawa, którą tak czy siak najchętniej bym spuścił z wodą bieżącą – chociaż trzeba przyznać, że sformułowano go dość zgrabnie: „Kto publicznie i wbrew faktom zaprzecza zbrodniom, o których mowa w art. 1 pkt 1 podlega karze”. Nie ma tu tłumienia swobody badań naukowych, nie ma zakazu kwestionowania liczby ofiar, nie ma uprzywilejowania jednego totalitaryzmu (art 1 p. 1 mówi bardzo ogólnie o zbrodniach dokonywanych na Polakach i obywatelach polskich w latach 1939-1989). Kiedy polska prawica jeszcze była w stanie tworzyć koalicje z ludźmi na poziomie, przynajmniej ustawy były mniej bełkotliwe – to jest z coś, z czym się nie zgadzam, ale mogę to szanować, w odróżnieniu od wytworów posła Mularczyka.
Niezależnie od tego uważam że wolność słowa nie koliduje z prawem organizatora targów do odmówienia komuś publicznego wystąpienia, z prawem gazety do odmawiania druku niezamówionych materiałów czy też z prawem gospodarza bloga do kasowania niektórych komentarzy i banowania niektórych komentatorów. Moje zdanie jest takie, że to źle, że w polskim prawie jest taki przepis, ale to dobrze, że organizator targów wyrzucił Irvinga za drzwi.
Obserwuj RSS dla wpisu.