W dyskursie krytycznotelewizyjnym o przeskoczeniu rekina (slangowo o „dżampnięciu szarka”) mówi się kiedy producenci jakiegoś serialu telewizyjnego przeginają pałę i w rozpaczliwej próbie odzyskania zainteresowania widzów wprowadzają jakiś desperacko przekombinowany zwrot akcji.
Określenie to pochodzi z amerykańskiego sitcomu „Happy Days” z lat 70., opowiadającego o grupie młodych ludzi. Im dłużej trwała produkcja, tym mniej młodzi byli główni bohaterowie, ale ze względu na jaką-taką oglądalność telewizja ABC nie chciała wyciągnąć wtyczki z tego projektu. W 1977 nadali odcinek, w którym główny bohater (początkowo będący bohaterem drugoplanowym, ale pierwszoplanowi się za szybko zestarzeli) nie wiadomo po jaką cholerę skacze na nartach wodnych nad stadem wygłodniałych rekinów. A w dodatku dla zwiększenia napięcia, bohater nie jest w stanie się wyrobić z tym skokiem w ciągu jednego odcinka i producenci rozpisali to na dwuodcinkowy pakiet z cliffhangerem.
Po takim idiotyzmie serial stracił nawet najwierniejszych fanów.
Ktokolwiek pisze przemówienia Jarosławowi Kaczyńskiemu, ewidentnie dżampnął szarka podsuwając mu kretyński pomysł o stu supertajnych agentach, których dekonspirację Kiszczak miał mu zaproponować 17 lat temu i tak nagle Jarkowi to się właśnie przed chwilą przypomniało oczywiście jak zwykle w rozmowie z tygodnikiem „Wprost z PiS”. Panie Bielan – bo to pan podobno mu to wszystko piszesz – o czym żeś pan myślał, na litość boską?
Przecież tym kompletnie wywracamy obraz bohatera serialu budowany przez poprzednie sezony. Jarosław Kaczyński, bezkompromisowy tropiciel agentów, zawsze poza Układem, zawsze poza podejrzeniem, „David Vincent widział ich”, te klimaty – i co, nagle się okazuje, że przez 17 lat ukrywał takie info? Nic nie powiedział rodzonemu bratu gdy ten był ministrem sprawiedliwości? Ba – nic nie powiedział samemu sobie, gdy w parę miesięcy po rozmowie z Kiszczakiem został dyrektorem Biura Bezpieczeństwa Narodowego?
Wierni entuzjaści serialu mają teraz łyknąć taką koncepcję, że ujawnienie archiwów WSI i IPN to za mało, bo jest gdzieś jeszcze („the truth is out there”) krąży supertajna lista Kiszczaka? I z kolei tropieniu tych agentów mają być poświęcone następne sezony? Przecież to jakby próbować przedłużyć nadawanie „Z Archiwum X” przez zasugerowanie istnienia archiwum Y. I potem archiwum Z. A potem agent Krajczek, że niby Polak, podsunie nam archiwum ziet i żet. Nie no, panowie, toż to tylko na odcinek autoparodystyczny się nadaje. Co jeszcze wymyślicie, nagłe pojawienie się trzeciego bliźniaka?
Obserwuj RSS dla wpisu.