Przepraszam za tytuł, po prostu poczułem, że następna notka musi, no po prostu musi być tak zatytułowana, bez względu na jej temat. Chociaż będzie prawie że na temat, w dyskusjach pod poprzednimi pojawiała się już bowiem teza Maxa Webera o tym, że nie byłoby kapitalizmu bez protestantyzmu.
Teza wyglada w skrócie tak, że protestanci – wskutek wytworzenia skojarzenia sukcesu materialnego danego osobnika z jego predestynacją do bycia zbawionym – poczuli religijną motywację do zapierniczania jak małe samochodziki i z tego powodu stworzyli ustrój, w którym ludzie pracują ciężej od niewolników na budowie piramid, ale się samooszukują, że są wolni.
Marksista odczyta Webera tak, że rzeczywista zależność była odwrotna – wszystkie religie to twory człowieka, a protestantyzm to po prostu religia wymyślona przez dążące do emancypacji mieszczaństwo, które potem stało się wyalienowanym narzędziem zniewolenia. Kapitalnym symbolem tego procesu jest Herr Klaussner (ten w sweterku) z „Edukatorów” – człowiek, który stał się niewolnikiem własnego dzieła i jedyne pięć minut wolności w swoim życiu przeżył gdy go porwano.
Wnioski z Webera płyną jednak takie, że gdyby papiści wygrali wojny religijne XVI stulecia, nie byłoby kapitalizmu i Europa zatrzymałaby się w rozwoju. W roku 2007 być może znalibyśmy machinę parową, ale tylko jako ciekawostkę w stylu Herona z Aleksandrii, którą diuk de Madeurfakeur zabawiałby markizę Trou de Cul. Nie pojawiliby się jednak ludzie tacy jak James Watt, którym zawdzięczaliśmy udoskonalenie tego pomysłu tak, żeby można było oplątać Europę pajęczyną linii kolejowych.
Dlaczego jednak papiści nie wyrżnęli protestantów, chociaż mieli sporą przewagę? Znalazłem niedawno fascynujący pejper, który wyjaśnia to pojawieniem się nowego zagrożenia – inwazji imperium osmańskiego. Korzystając z katalogu konfliktów zbrojnych w Europie (ten sam w sobie jest fascynującym materiałem), Murat Iyigun wykazał spadek konfliktów katolicko-protestanckich o 25 do 40 procent, silnie skorelowany z postępami wojsk tureckich.
Innymi słowy, jeśli Grecja, ten „mały dumny naród”, jest dziś krajem bardziej ucywilizowanym od „anarchicznego słowiańskiego elementu” za jej granicami (jak patetycznie opisywał to Kaneis), to zawdzięcza to właśnie Turcji, bo unijne miliardy wpomowane w cywilizowanie Grecji wzięły się właśnie z tego, że pięć stuleci temu Turcy nie pozwolili papistom wyrżnąć protestantów, którzy dzięki temu mogli w spokoju wynajdywać banki, giełdy, maszyny parowe i samochody. I zarobić taką kasę, że im do dzisiaj wystarcza na budowanie autostrad w dzikich krajach typu Bolanda, Molvania czy inna Latveria.
Powiedziałbym, że to potężny argument za przyjęciem Turcji do UE.
Obserwuj RSS dla wpisu.