Dyskusja o odszkodowaniach za molestowanie, które wypłaca amerykański Kościół, oczywiście sprawiła, że w moich uszach brzmi najlepszy dance floor filler wszech czasów – „Y.M.C.A” Village People (jako laptopowy amatorski łże-diżej puszczam zwykle dwunastocalowy remiks, bardzo fajny, bo najpierw lecą różne elementy sekcji rytmicznej i ludzie rozpoznają klasykę z opóźnieniem).
„Młodzieńcze, jest miejsce, do którego możesz pójść i jestem pewien, że znajdziesz tam wiele sposobów na odczuwanie szczęścia. Fajnie jest być w Chrześcijańskim Stowarzyszeniu Młodych Mężczyzn – tam mają wszystko, co lubią młodzi mężczyźn, można tam przebywać z innymi chłopcami!”.
Jak to się stało, że w 1978 roku gejowski hymn, będący jednocześnie cienko zawoalowaną bluźnierczą kpiną, zawładnął densflorami – na których wszak podrygiwali głównie chrześcijańscy heterycy (przynajmniej nominalnie)? Sam nie wiem, ale sugeruje mi to, że wywrotowy potencjał muzyki disco jest nieporównywalnie większy od muzyki rockowej, z jej koncesjonowanym buntem i gniewnymi spojrzeniami (sory, Kuba).
Wprowadźmy ludzi w taneczny trans, a nagle przestaną być nadętymi funkcjonariuszami systemu, zaczną być zdolni do ironii, zwątpienia, bluźnierstwa, buntu. W odwiecznej walce karnawału z postem, rock zbyt często stawiał na post (np. jakieś popieprzone „straight edge”), a przecież miękkim podbrzuszem systemu jest właśnie karnawał – czymże zresztą jest rewolucja, jeśli nie karnawałem poza terminem?
To przecież właśnie Village People dokonali w kulturze masowej najskuteczniejszej dekonstrukcji patriarchalizmu. Ideał męskości, który marzyłby się Wierzejskiemu czy Giertychowi – charakterystyczny wąsik, twardy, męski zawód typu budowlaniec czy policjant, tężyzna fizyczna, grackość, chwackość i przynależność do Young Men’s Christian Association, to przecież powinny być cechy idealnego wyborcy LPR, idealnego wroga poprawnej polityczności, idealnego bywalca prawicowego klubu dyskusyjnego „Ronin”. Ale tak naprawdę są to cechy gejowskiego zawodowego tancerza, jak członkowie Village People. Zawsze gdy widzę typowo męski wąsik na obliczu typowo patriarchalnego polskiego wąsacza, myślę o jednym z członków tej grupy (tym w stroju kowboja, bo jest najbardziej wieśniacki).
Obserwuj RSS dla wpisu.