Swoją przygodę z mekintoszem zacząłem od Systemu 7, później retroaktywnie nazwanego MacOS 7. To była pierwsza wersja applowskiego systemu pisana pod kątem możliwości multimedialnych. Po raz pierwszy pojawił się w niej Quicktime, nielubiany przez windowsiarzy, którzy muszą sobie doinstalowywać do windowsów kawałek MacOSa, żeby obejrzeć trailer lub korzystać z iPoda.
Pojawił się też zestaw systemowych dźwięków, które przygotował Jim Reekes. Zważywszy, że multimedialność systemu oznaczała złamanie ugody z beatlesowską firmą Apple Corps, na horyzoncie pojawiał się proces – stąd dźwięk „sosumi”, rzekomo zainspirowany nazwą japońskiego ksylofonu.
Podczas swoich pierwszych zabaw systemem uznałem jednak, że z całego pakietu Reekesa najbardziej na dźwięk sygnalizujący, że coś poszło nie tak, nadaje się dźwięk opisany w tym zestawie jako Quack. Takie dziwaczne kwaknięcie, wydane nie przez prawdziwego kaczora, tylko jakiegoś człowieka o wrednym brzmieniu głosu (Reekes podobno nagrał jakiegoś inżyniera od systemu plików).
Zastanawiałem się, jak skomentować upadek kaczyzmu. Myślałem o czymś, co wyraziłoby moją radość z tego, że Kancelaria Prezydenta zużyje teraz cały zapas papieru na wyjątkowo ciężki atak dysfunkcji dyspeptycznej, że Ziobro znowu będzie tylko zerem, że żigolaki Kamińskiego będą teraz pracować w ochronie supermarketów. Ale w sumie doszedłem do wniosku, że wszystko co mam do powiedzenia o tych ludziach zawiera się właśnie w tym jednym krótkim „Quack”. Na więcej nie zasługują.
Obserwuj RSS dla wpisu.