Pewien ślunski blogolurker zwrócił mi uwagę na zabawną rozbieżność między dwoma lokalnymi wydaniami „Wyborczej”. Nie mam pojęcia, dlaczego ludzie wyłapujący takie fajne rzeczy sami nie robią blogów by o nich pisać.
Wersja warszawska: czytelnicy zaalarmowali nas, że sprzed wejścia do zoo zniknął dziewiętnastowieczny lew z brązu. „Kto jest sprawcą? Złodzieje? Bytomianie?”
Wiadomo wszak, że mieszkańcy Bytomia uroili sobie, że ten lew kiedyś stał w ich mieście, jako pomnik żołnierzy poległych w wojnie francusko pruskiej. Oczywiście, badania warszawskich historyków sztuki wykazały ponad wszelką wątpliwość, że „takich lwów słynny Theodor Kalide zrobił kilkanaście. Odkryliśmy je m.in. w Polsce, Czechach i Niemczech. Nie ma żadnych podstaw, aby uznać, że do lwa z warszawskiego zoo Bytom ma jakieś prawa”.
Lew – pisze dalej nasz „Stołek” – „owszem, odjechał na Śląsk, ale nie do Bytomia, tylko do Gliwic (…) Zrobimy identyczną kopię rzeźby i podarujemy ją Bytomowi”.
A teraz ta sama historia w wersji z naszego oddziału katowickiego: „Słynna rzeźba Theodora Kalidego, która zdobiła przez lata Bytom, zniknęła w latach 60. Odkryto ją niedawno przed warszawskim zoo. Po usilnych prośbach bytomian, stolica zdecydowała się oddać… kopię lwa.” Bytomscy historycy mają niezbite dowody, że ten lew to właśnie ich lew, dlatego propozycję przesłania kopii „spotkała się z oburzeniem na Śląsku” i władze Bytomia odmówią jej przyjęcia.
Każdy może sobie sam kliknąć na oba linki i wybrać bardziej przekonującą wersję. Mnie zdecydowanie bardziej przekonuje wersja śląska – tłumaczenie strony warszawskiej sprowadza się przecież do „nie umiemy odtworzyć historii tego konkretnie lwa, ale wiemy, że było ich więcej”. To coś jakby dresiarz przyłapany z zajumanym samochodowym stereo tłumaczył „nie, nie mam rachunku, nie pamiętam, gdzie kupiłem, ale to przecież nie jest jedyny egzemplarz tego modelu na świecie”.
Bardziej prawdopodobne jest to, że ów lew padł po prostu ofiarą rabunkowego podejścia PRL do „ziemi odzyskanych” – bardzo długo traktowano je jako coś tymczasowego, więc uprawiano wobec nich zinstytucjonalizowany szaber na skalę państwową. Szowinistyczne próby zacierania śladów niemieckiej historii na tych ziemiach musiały tak czy inaczej doprowadzić do zniszczenia „niesłusznego” pomnika pamięci niemieckich żołnierzy. Jakiś towarzysz sekretarz uznał więc zapewne w latach 60., że niszcząc bytomsmki pomnik i dając prezent warszawskiemu zoo, połączy przyjemne z pożytecznym.
Tym samym warszawskiemu zoo przybyły nowe zwierzątka – hieny ratuszowe, bawiące się tym, co zrabowały z bytomskiego pomnika poległych.
Obserwuj RSS dla wpisu.