Gdy już człowiek obśmieje denny tekst medialnego pschoguru, usłyszy stukanie od spodu – puk puk, to my, intelektualiści katoliccy. Choćby przyszło dziesięciu Eichelbergerów i każdy udzielił dziesięciu wywiadów i choćby nie wiem jak się wytężał, nie rozśmieszy mnie tak bardzo, jak kolejny materiał w naszym znakomitym cyklu – rozmowa z „Jackiem Pulikowskim – autorem wielu publikacji katolickich na temat ojcostwa i wychowania”.
Komu nie wystarczy tytuł „Feministki wystraszyły ojców”, temu polecam fragment: „Dopóki dziecko jest małe, zajmuje się nim kobieta. Mężczyzna przecież nie nadaje się do tego. On nie odróżni jednego z dwudziestu rodzajów płaczu niemowlaka, a kobieta rozumie to bezbłędnie. Facet po prostu słyszy, że dziecko płacze. Nie wie, dlaczego. Kobieta "rozumie" z jego płaczu, kiedy jest głodne, kiedy coś je boli”.
Panie autor, doświadczony serwisant mekintoszy po usłyszeniu samego „startup chime” umie rozpoznać model i rocznik. Umiejętność „odróżniania rodzajów płaczu dziecka”, nie jest czymś, z czym kobieta (lub mężczyzna) przychodzi na świat. Po prostu jak się czymś zajmujesz, nabierasz praktyki. Dlatego właśnie nazywają to „praktyką” – wie pan, to od „praktykowania”, pan jesteś katolik praktykujący, to wiesz pan, że to z grubsza polega na rutynowym powtarzaniu tej samej czynności.
Przewiniesz pan ze sto kupek, podgrzejesz pan ze sto kaszek, wytrzesz pan ze sto rzygów, ze sto razy pan będziesz usiłował uśpić maluszka i jednocześnie samemu nie paść trupem ze zmęczenia, to będziesz pan umiał rozpoznać równie dobrze jak ja, czy szkrabik płacze, bo jest głodny, bo ząbkuje, bo się czegoś przestraszył czy może po prostu chce się przytulić.
Nie wiem teraz pod jakimi słowami kluczowymi tego szukać w archiwum „GW”, ale podczas apogeum kaczyzmu w Bolandzie drukowaliśmy jakiegoś innego katolickiego speca od nawozów i od świata, który rzucił podobną światłą myśl, że mianowicie dziecko gdy jest chore, to po prostu woli zostać z matką na zwolnieniu, bo tak to rzekomo urządziła natura.
Jeśli o mnie chodzi, to nie widzę specjalnej różnicy między islamistami tłamszącymi kobiety w imię Koranu, a katolickimi intelektualistami, dorabiającymi pseudonaukowe uzasadnienia dla swojego lenistwa. „Ja nie rozumiem tego płaczu, a kobieta go rozumie, bo taka jest natura”. „Dziecko nie chce być ze mną same w domu, a z matką chce, bo taka jest natura”. A koszulę se pan umiesz uprasować, czy też pan uważasz, że to ewolucyjnie wykształcona umiejętność właściwa tylko naturze kobiety?
Sam nie wiem, czy bardziej się brzydzę samousprawiedliwianiem typu „no bo ja się musiałem rozwijać wewnętrznie” czy samousprawiedlwianiem typu „bo taka jest natura”. Ja w każdym razie wiedziałem decydując się na ojcostwo, że to m.in. będzie oznaczało babranie się w kupkach i nieprzespane noce. I wiecie co, panie Eichelberger, panie Pulikowski? To w sumie jednak było niezwykłe, bardzo mnie wzbogacające przeżycie – wzbogacające oczywiście raczej w sensie „walczyłem w Da Nang” niż w sensie „wygrana na loterii”, ale nie żałuję, że mam to doświadczenie w swoim siwi. Wy też może kiedyś spróbujcie, na przykład z wnukami.
O ile wasze dzieci będą chciały z wami wtedy gadać.
Obserwuj RSS dla wpisu.