Odległą drogą skojarzeń komentarz Krysi Ch. z dyskusji o arcybiskupie przypomniał mi piosenkę, która dobrze ilustruje podobieństwo między językiem reklamy a językiem hierarchy. Religia tak jak reklama, składa nam obietnice, o których tak naprawdę wiemy, że są zbyt piękne, żeby mogły być prawdziwe – dlatego zaakceptować je możemy tylko jeśli przestawimy mózg z trybu sceptyczno-racjonalnego na jakiś inny (orgiastyczny, infantylny, medytacyjny, w zależności od religii your mileage may vary). O to samo chodziło przecież Tertulianowi z jego „credo quia absurdum est” – uwierzyć trzeba w coś, co ani nie „wynika z” ani nie „jest dowiedzione przez”, bo jak już wynika i daje się udowodnić, to nie jest wiara.
Tertulian-szmertulian (czniać mizogina), ja najbardziej lubię sposób, w jaki wyraził to Martin Gore w „Personal Jesus”. O wy wszyscy cooler-than-thou koneserzy ambitnej muzy, którzy wzgardzacie takim popem, jakiego słucham ja! Nawet wy musicie przyznać, że ten tekst mu akurat wyszedł. Skłonność do kiczowatych rymów, która tragicznie kiepściła inne jego piosenki (rym „very unnecessary” w „Enjoy The Silence” jest very unnecessary infuckindeed), tym razem doskonale pasowała do konwencji, bo przecież cały tekst piosenki pozoruje reklamowy kicz, a w nim jest miejsce na rymowankę „lift up the receiver I’ll make you a believer/I will deliver, you know I’m a forgiver”.
Czy chciałbym w to uwierzyć? No pewnie, że bym chciał. „Your own personal Jesus, someone to hear your prayers, someone who’s there” – czy nie byłoby milusio? Niestety lub na szczęście, ja nie wierzę reklamom. Zanim sięgnę po portfel, przeczytam recenzje, sprawdzę raporty konsumenckie, sięgnę po rankingi awaryjności, umówię się na jazdę próbną. O ile mi wiadomo, w ten sposób raczej dojdziemy do wniosku, że nobody’s there (and if there is, you wouldn’t want to talk to this sad wacko anyway).
Lubię ten kawałek we wszystkich jego wersjach – pierwotnej, akustycznej, bardzo lubię też hałaśliwy remiks „Holier Than Thou”, wersja Marylin Mansona też „delivers”. Ale największe wrażenie te słowa robią wyśpiewane starczym głosem Johnny Casha (żem se saundtraka z „Ring Of Fire” sprawił). W wykonaniu faceta stojącego już jedną nogą w grobie, zamiast żartu reklamowo-metaficyznego mamy piosenkę o marzeniu, które i tak może prześladować przez kawał życia. Choćby raporty konsumenckie nie potwierdzały tego, że produkt „deliweruje”.
Obserwuj RSS dla wpisu.