Za sprawą poprzedniej notki naszło mnie tak w ogóle na słuchanie Casha i tak się składa, że miał on też interesujacą piosenkę w kontekście kulturowych modeli ojcostwa – „A Boy Named Sue”.
Piosenka opowiada o facecie, który poszukuje swojego ojca, by go zabić za to, że dał mu na imię Sue. Jak to w przypadku tekstów Casha, cała opowieść tak bardzo ocieka od różnych symboli prawidziwie prawdziwego twardzielstwa, że aż się dziwię, że Village People nigdy nie zrobili covera. Bo oczywiście rzecz się dzieje gdzieś na ekstremalnie ekstremalnym południu, gdzie mężczyźni nie używają kremu przeciwzmarszczkowego.
Bohater w końcu spotyka swojego ojca – oczywiście w jakiejś knajpie dla prawdziwie twardych twardzieli – i mówi „"My name is 'Sue!’ How do you do! And now you gonna die!”. Toczą zaciekłą walkę, jego ojciec „kopie jak muł i gryzie jak krokodyl”, ale główny bohater w końcu zwycięża i wyciąga spluwę.
Ojciec na to zasuwa przemowę, że mężczyzna, by przetrwać, musi być twardy, a główny bohater stał się twardzielem właśnie dzięki temu, że od najmłodszego musiał „fight his life through”, bo „life ain’t easy for a boy named Sue”. Przemowa ta sprawia, że bohater jednak nie pociąga za spust, a nawet dokonuje coś w rodzaju pojednania „with the son-of-a-bitch that named him "Sue.’"
I wtedy mamy puentę, w której bohater deklaruje, że gdy będzie miał kiedyś syna, nazwie go… „Bill, Bob, George, anything but ‘Sue’”. Paradoksalna puenta – niby zaakceptował teorię swojego ojca, ale jednak w praktyce zamierza ją odrzucić. Może skoro jest od niego twardszym twardzielem, to już rozumie, że dla prawdziwie prawdziwego ojca ważniejsze jest dbanie o szczęście dziecka od „wychowywania go na twardziela”?
W kontekście gazetowej dyskusji o kryzysie ojcostwa w Polsce przypominałem sobie, że ten kawałek miał polskiego plagiatocovera w wykonaniu Czechowicza – „Kowboj Zuzia”. Dawno go nie słyszałem, ale mam wrażenie, że polski plagiatocover zmieniał zakończenie – w nim właśnie główny bohater postanawiał, że również swojego syna nazwie „Zuzia”. Ktoś może zaprzeczyć/potwierdzić?
Jeśli mam rację, to myślę, że hitujemy dżakpota w sprawie kryzysu polskiego ojcostwa. Czy jesteś katolikiem, buddystą czy zaratustrianinem, twoją miarą jako ojca jest umiejętność do porzucenia ideologicznych teoryjek na rzecz podmiotowości twojego dziecka. W Bolandzie, w której dzieci od wieków wychowuje się na bezmyślne mięso armatnie, mające zrobić kamikadze w kolejnym bezsensownym powstaniu, nie do wszystkich to jeszcze dotarło.
Obserwuj RSS dla wpisu.