Kiedy jeszcze nie było powszechnego dostępu do internetu, głównym środkiem przekazu dla polskiej niepokornej prawicy były ściany męskich ubikacji. Ech, ten postęp – w o ileż przyjemniejszych warunkach dzisiaj pisze się hasło typu „Żydzi won z naszej ukohanej ojczyzny!”. W czasach studenckich reprezentowałem przez pewien czas wydział chemii w uczelnianym samorządzie, w związki z czym zdarzało mi się załatwiać w kibelku położonym tuż obok pokoiku udostępnionego Niezależnemu Zrzeszeniu Studentów (gdzie Andrzej „Magister” Anusz, Andrzej „Komisarz” Herman i Paweł „Handlarz Antykami” Piskorski jeszcze wspólnie walczyli o Naród, Niepodległość i Zakaz Aborcji). Aż do powstania Psychiatryka24 nie dane mi było się zetknąć z takim natężeniem ksenofobicznego psycholstwa, jak w okolicach pisuarów, z których korzystali przyszli koryfeusze prawicy polskiej.
Pewną pociechą w tej sytuacji jest to, że – przynajmniej do niedawna – temu zjawisku towarzyszył mechanizm freudowskiego wyparcia. Nasze zbiorowe superego wie, że antysemitą być nie wypada, więc w sferze publicznych deklaracji każdy Polak będzie zastrzegał, że absolutnie w żadnym wypadku nie jest antysemitą. Naprawdę szczerze wypowiadać się będzie tylko anonimowo w Internecie, anonimowo na ścianie sracza, ewentualnie u cioci na imieninach, gdy dookoła sami swoi a po paru głębszych rozwiązują się języki. Oficjalnie nie są antysemitami, o nie – po prostu nienawidzą Żydów za to, że ci bezpodstawnie oskarżają ich o antysemityzm i nie muszą czytać książki Grossa, żeby wiedzieć, że to same antypolskie kłamstwa tam w niej są, bo to już ustalili profesorowie Ryszard Bender, Ryszard Bugaj i Jerzy Robert Nowak.
Sprawa pobicia amerykańskiego Żyda to doskonały przykład tej hipokryzji. Asa Yitzchak Baitch przyjechał do Polski w takim stroju, w jakim podróżuje po całym świecie, zgodnym ze swoją tradycją i obyczajami. Samotnie pojechał do Warki, żeby obejrzeć grobowiec cadyka (na którym ktoś sprayem napisał „Narodowy Socjalizm”, obok umieszczając nazwę swego ulubionego zespołu trashmetalowego Slayer). Młodzi mieszkańcy Warki („Warczanie”?) zobaczyli Żyda, no to go pobili, bo co mieli robić w tej sytuacji. Rzecz jasna, nie był to akt antysemityzmu – zapewniają miejscowe władze (ich komentarze to najlepsza część reportażu z Warki).
Zdaniem „liberalnego publicysty” Janusza A. Majcherka, pobity zapewne sam był sobie winny, bo z niepotrzebną ostentacją manifestował swoją odmienność (tu cytujemy obowiązkową idiotyczną anegdotę o amerykańskim kapelmajstrze). Każdy z zaszczycających mego bloga prawicowych komentatorów, który tutaj wykłócał się, że antysemityzm w Polsce to tylko wymysł Grossa i Michnika – zapewne z kolei prywatnie powie to samo, co mieszkańcy Warki: „po cholerę pchał się tam sam prowokować ludzi pejsami? Tam przecież nie ma w ogóle żadnych antysemitów, tam są tylko ludzie, którzy na tyle nie lubią Żydów, że są gotowi kogoś pobić tylko za jego semicki wygląd”.
I oczywiście nie będą świadomi sprzeczności zawartej w tym, co mówią – bo jak ktoś jest dość inteligentny by zauważać takie paradoksy, nie ma czego szukać na prawicy.
Obserwuj RSS dla wpisu.