Kolejny powód, żeby nie lubić Krakowa: tamtejsza prokuratura postanowiła zabrać się za zwalczanie internetowego sadomaso. Marcinowi Sz. grozi więzienie za „rozpowszechnianie treści pornograficznych związanych z użyciem przemocy”. Jak podaje „Gazeta”, w innych miastach mamy zdrowych psychicznie prokuratorów – ani w Rzeszowie ani w Gdańsku nie uznano by tego za przestępstwo.
Gdy w latach 60. ubiegłego stulecia cały cywilizowany świat odchodził od zakazywania pornografii, głównym argumentem było nieustanne użeranie się z sytuacją, w której granice wolności słowa arbitralnie ustala jakiś celnik czy prokurator odwołując się do mętnych definicji i własnego widzimisię. Reginald Manningham-Buller, czwahty bahonet Dilhorne Hall, oskarżyciel wydawcy „Kochanka Lady Chatterley” dla całego pokolenia stał się symbolem skretyniałego prokuratora ze swoim pytaniem „czy chcecie, żeby wasi służący czytali takie książki?”. Zdaje się, że w Krakowie znalazł godnych kontynuatorów.
Zakładając tak zwaną fachowo racjonalność prawodawcy przypuszczam, że „przemoc” w paragrafie 3 art. 202 wzięła się z intencji ścigania ewentualnego dystrybutora pornografii typu snuff – w której oglądalibyśmy autentyczny akt przemocy. Pomijając to, że snuff to legenda miejska, w którą wierzą tylko bardzo niemądrzy ludzie, oczywiście zgadzam się, że prokurator powinien mieć narzędzie do ścigania czegoś takiego, jeśli się kiedyś pojawi. Aczkolwiek to prawie tak, jakby umieszczać paragraf na rzucanie zaklęć voodoo, bo może jednak istnieją.
Ale czy rzeczywiście symulowaną przemoc należy traktować tak samo jak autentyczną? Prokuraturę przelicytował erupcją intelektu profesor Starowicz, komentujący to tak: „Nawet jeśli jest to tylko inscenizacja, to dla odbiorcy jest to oczywista przemoc”.
To już nawet nie jest Bahonet Manningham-Bulleh, to już jest po prostu Frank Drebin z niezapomnianej „Nagiej broni”:
Burmistrz: Drebin, nie chcę, żebyś znowu narozrabiał tak jak w zeszłym roku w parku South Side.
Frank Drebin: Cóż, kiedy widzę pięciu zamaskowanych dziwaków atakujących nożem człowieka w parku w biały dzień, strzelam do drani. Taką mam politykę.
Burmistrz: To była plenerowa inscenizacja „Juliusza Cezara”, kretynie! Zabiłeś pięciu aktorów!
A więc twierdzi pan, panie profesorze, że to żadna różnica, czy przemoc jest rzeczywista czy inscenizowana? Dopóki w filmie Jackie Chan i Lucy Liu kopią się po buziach ubrani w kimona, to jeszcze jest legalne kino akcji, ale jak tylko się przebiorą w lateksowe gorsety, to już będziemy mieć przestępczą pornografię? Może by się pan uprzejmie nad tym jeszcze chwilkę zastanowił?
Obserwuj RSS dla wpisu.