Cykl „Now Playing” to akt blogowego ekshibicjonizmu. Idea jest taka, że naprawdę szczerze i bez ściemy ujawniam, jaki kawałek w danym tygodniu dominuje w soundtracku mojej życiowej telenoweli. I zawsze staram powstrzymać wszystkie próby autokreacji i szczerze pisać o tym, co naprawdę właśnie leci z głośniczków laptopa, słuchawek albo po prostu uszu mej duszy. To często zaskakuje mnie samego – tak jak wciąż lecącyc z nich w tym tygodniu „After The Call” grupy Clan of Xymox.
Sam mu dałem w ajtjunsach głupie trzy gwiazdki, bo wprawdzie pochodzi z najlepszej płyty tej grupy – „Medusa”, rok 1986 – ale pełni on na tej płycie rolę skromnego intermezzo, wciśniętego między hipnotyczne „Masquerade” i pompatyczno-bombastyczne finale grande płyty, czyli „Back Door”. O tym, jak mało utwór „After The Call” jest istotny najlepiej świadczy to, że nikomu nie chciało się go wrzucić jako fanowskiego teledysku do Youtube, nie mam więc innego sposobu zaprezentowania go mym drogim blogonautom, poza jakimś dziwnym serwisem społecznościowym.
Pewnie lubię go tak bardzo właśnie za to, że WIEM, że to tylko łagodne intermezzo przed „Back Door”, który przywala słuchacza wszystkimi środkami muzycznej deprechy, jakie znał syntezatorowy pop lat 80. ubiegłego stulecia.
„After The Call” jednak jest oszczędne w ekspresji, dopiero przygotowuje nas na ładunek depresji, który dopiero ma nadejść. Nie znam się na muzyce klasycznej, mam jednak wrażenie, że to coś, co się fachowo nazywa – eee – kadencją (?), tutaj celowo jest poustawiane tak, żebyśmy w finale pozostali z uczuciem pewnego napięcia, bo zamiast dać nam – eee – tonikę (?), utwór ucieka w coś innego, pozostawiając uczucie niedosytu, który zaspokoi dopiero „Back Door” z jego łomoczącym automatem perkusyjnym i chórem zsamplowanych potępieńczych jęków (creme de la creme cuvee 1986).
„Back Door” symbolizuje katastrofę, nieuchronnie czekającą w życiu każdego z nas. Bo przecież nawet najbardziej optymistyczny scenariusz życiowy, to baśniowe „żyli długo i szczęśliwie”, oznacza zapewne Alzheimera lub któryś z tych parszywych nowotworów dopadających ludzi, którzy mieli nieszczęście dożyć osiemdziesiątki. „After The Call”, przygotowując nas na nieuchronność „Back Door”, pełni rolę benzodiazepin, które przyblokowują nam kanały chorkowe, zsyłając upragniony stoicki spokój, z którymi możemy oczekiwać tego, co i tak nieuchronne.
Obserwuj RSS dla wpisu.