Sam już nie wiem, który z nowych serwisów portalu Agory wkurza mnie bardziej. Kto im adjustował te wszystkie teksty o tym, że „Hitu lata nie będzie”? Przecież już z każdego radia dobiega ewidentny hit lata w postaci kawałka „Brother Oh Brother”.
W którego tekście zresztą zawsze intryguje mnie ta zwrotka: „after me she had a millionaire, who bought her trips to London and Paris”, po której następuje charakterystyczne „uououou”, niezbędny element szanujacego się hitu lata. Naprawdę wycieczka do Paryża wystarczy, by odebrać kobietę takiemu nordyckiemu ciachu jak Måns Zelmerlöw? Domyślam się, że nie chodzi o lot Easy Jetem i mieszkanie w hotelu Etap, ale przecież dwa bilety w klasie biznes plus nocleg w hotelu piękniejszym niż oczy szatana, to będzie 50.000 mil wylatanych w programie frequent flyer plus jakieś półtora kiloeuro. Do tego pierwszego wystarczy się ze trzy razy załapać na wyjazd do Stanów, a to drugie to laptop średniej klasy. Chyba tyle można odżałować dla kobiety tak wspaniałej, jak z tej piosenki?
Szanse na stanie się hitem lata trochę mniejsze ma„Shine On” R.I.O., ale pozwolę sobie to tu podlansować, bo coś mi w tym kawałku podchodzi. Lubię taneczne piosenki, które przy całej swojej skoczności, mają w sobie jakąś melancholijną tęsknotę – w zeszłym roku bardzo mi podszedł Yves Larock z „Rise Up”, „Shine On” przypomina mi tamten klimat.
Co do mnie, to w wakacje zawsze jadę gdzieś na południe, bo w Polsce – jak wiadomo – nie ma morza ani gór (w każdym razie, wartych uwagi). Co za tym idzie, prześladujące mnie hity lata to przeważnie włoskie covery. Dwa lata temu w Italii wszechobecny był cover (według wikipedii, piracki) „One Word” Kelly Osbourne. Pewnie coś w tym stylu dopadnie mnie w tym roku, o ile oczywiście znowu sobie uprzednio nie skasuję jakiejś istotnej części ciała.
Obserwuj RSS dla wpisu.