Jako osoba nie interesująca się sportem, zamiast aktywnie spędzić dzień drąc się „pooooolskaa” do telewizora, hodowałem tłusczyk podczas rowerowej wyprawy do nieczynnej jednostki wojskowej obok rezerwatu „Łosiowe błota”, namiary na którą pojawiły się w dyskusji pod blogonotką o atomowej kwaterze dowodzenia.
Fotorezultaty niestety są skromniejsze, bo teren jest ciągle ogrodzony siatką z drutem kolczastym. Ciekawskich odstraszają napisy „strzelnica wojskowa”, które pamiętam jeszcze ze swojej młodości (ale tabliczki są świeżutkie, więc ktoś to ogrodzenie ciągle odnawia).
Płot biegnie częściowo wzdłuż bocznicy kolejowej, częściowo zaś po prostu w błocku – jak widać, na pewnym odcinku ktoś wyłożył ścieżkę paletami, ale i tak zaraz potem opony roweru ślizgają się w lepkiej mazi.
Baza częściowo przylega do jakiejś oblechowej knajpy dla snobów, na pewnym odcinku zdają się mieć wspólne ogrodzenie – prywatyzacja mienia wojskowego?
Podczas tej wycieczki przypomniałem sobie dwie zagadki mojej młodości. Karta „get out of plonk” dla tego, kto pomoże mi je wyjaśnić. Lasy dookoła Chomiczówki i Bemowa usłane są dwoma powtarzalnymi rodzajami dziwnych obiektów: jeden wygląda jak cokół pod jakiś słup (?), drugi to żelbetowa budka z napisem „CZUWAJ”. Już w czasach mojej młodości (pod koniec lat 70.) to było zarośnięte i opuszczone. Łodafaka?
Obserwuj RSS dla wpisu.