Jako lekką, łatwą i przyjemną książkę na plażę wziąłem sobie biografię Keplera. Nie ma nic bardziej feyerabendowskiego od opisu prawdziwej drogi, jaką prawdziwy geniusz nauki doszedł do swojego genialnego odkrycia. Jeśli metoda Keplera była skuteczna, to już naprawdę anything goes.
Kepler był głęboko wierzącym chrześcijaninem, cokolwiek wyprzedzającym swoje czasy. Jego pasją był ekumenizm (codziennie modlił się o jedność chrześcijan), ale przyszło mu żyć w czasach, w których krucha równowaga szesnastowiecznej tolerancji pierdyknęła na rzecz siedemnastowiecznej kontrreformacji i wojny trzydziestoletniej. Był luteraninem, ale jego pobratymcy wyklęli go za niedostatek fanatyzmu – nie oznaczało to oczywiście, że nie groziła mu z kolei śmierć z ręki katolików.
Kepler wierzył w mądrego i dobrego Boga, stwórcy Wszechświata opartego na doskonałej harmonii. Szukając tej harmonii założył, że orbity planet wyznaczają sfery opisane na kolejnych wielościanach foremnych, a planety poruszają się po nich z takimi prędkościami, by ich stosunek odpowiadał stosunkom długości strun dających dźwięki harmoniczne. Te kompletnie absurdalne z dzisiejszego punktu widzenia założenia doprowadziły go do odkrycia trzech praw Keplera.
Ortodoksyjny sokalista powie, że w nauce o wszystkim decyduje empiria. Ale Kepler właśnie nie miał temperamentu doświadczalnika, w odróżnieniu od Tychona Brahe, swego mentora i współpracownika. Wykorzystując arystokratyczną pozycję, Brahe wybudował na wyspie Hven superdokładnie obserwatorium astronomiczne, by zebrać dość danych do sporządzenia ostatecznego modelu Wszechświata.
Nie znał jeszcze lunety, więc całe to obserwatorium było w gruncie rzeczy malowniczą stratą pieniędzy (już za parędziesiąt lat urządzenia pozwalające znacznie dokładniej obserwować niebo będą w powszechnym użytku – coś jakby wkrótce po ukończeniu budowy superkolidera hadronów okazało się, że to samo można badać przy pomocy sprzętu AGD i to lepiej o parę rzędów wielkości).
Brahe pod wieloma względami wydaje nam się człowiekiem bardziej współczesnym od Keplera – nie mieszał Boga do modelu Wszechświata, uważał też, że decydujący głos ma empiria. Dlaczego więc mamy prawa Keplera, nie prawa Brahego?
Sokalistów najbardziej drażni marksistowska analiza wpływu orientacji klasowej (lub genderowej) naukowca na jego odkrycia. Podrażnijmy więc.
Brahe był arystokratą i jako taki za naturalną uważał feudalną wizję świata, w której każdego obowiązują inne prawa. Kepler był mieszczańskim arywistą i jako taki wolał myśleć o prawie powszechnym. Emancypującą się burżuazję do szału doprowadzało feudalne prawo przywilejów i precedensów, prowadzące do sytuacji, w której identyczni kupcy po dwóch stronach ulicy płacili inne podatki, bo pięćset lat wcześniej taki przywilej dostał hrabia von Stond od markiza De Menta za poparcie w wojnie o tron Rurytanii.
Spór między Keplerem i Tychonem skupiał się wokół pytania o sens poszukiwań jednolitych praw ruchu planet. Feudalny Brahe to odrzucał – dla niego to było naturalne, że inna będzie teoria ruchu Saturna a inna Wenus. Póki jeszcze Kepler był jego asystentem i Brahe mógł mu wydawać polecenia, zatrudnił swojego wielkiego następcę do opracowania teorii ruchu Marsa, inne planety zostawiając innym asystentom. Po śmierci Brahego Kepler odziedziczył te dane i opracował swoje obowiązujące do dziś prawa.
Heliocentryczny model Keplera pasował do danych empirycznych równie dobrze jak geocentryczny model Brahego. Brahe budował swój model zgodnie z metodologią naukową potem zwaną pozytywistyczną (gromadził dane i szukał prawidłowości), Kepler zbudował swój, kierując się odczapistycznym mistycyzmem.
Gdy jednak dzisiejszy naukowiec szuka teorii unifikującej wszystkie oddziaływania, kieruje się tym samym mistycyzmem – wiarą w burżuazyjnego Boga Zegarmistrza-Ustawodawcę – ale w nowocześniejszym opakowaniu. Gdyby Brahemu pokazać paradoks E-P-R to by wzruszył ramionami i powiedział, że to normalka, że kwanty mają swoje prawa a relatywistyka swoje. Być może więc wyjaśnienie tego paradoksu przyniosą nie tyle nowe teorie i nowe eksperymenty, co po prostu odejście od naszego światopoglądu (post)chrześcijańsko (post)mieszczańskiego – tak jak przejście od Brahego do Keplera było przejściem ze świata feudalnego do świata burżuazji.
Obserwuj RSS dla wpisu.