Byłem w Warszawie na koncercie Air. Stosunkowo rzadko chodzę na koncerty, choćby ze względu na to, że w Bolandzie na koncertach wolno palić (prawdziwy liberał oczywiście poradzi mi, żebym słuchał tylko takiej muzyki, przy odtwarzaniu której obowiązuje zakaz palenia). Ale Air lubię tak bardzo, że się przemogłem.
Na forum portalu zachwycił mnie jakiś gościu, który się skarżył, że artyści mieli „zero kontaktu z publicznością” – jak miło się dowartościować kosztem takiego komentatora. Oczywiście, Air miał zero kontaktu z publicznością, bo właśnie po to się słucha Air, żeby stracić na pewien czas kontakt z, like, całym światem.
Trochę się wstydzę, że tego przedtem nie wiedziałem, ale muzycy z Air grają bardzo analogowo. Praktycznie nie podpierają się sequencerami, Jean-Benoit używa nawet taśmy samoklejącej, którą blokuje klawisze mooga (?), żeby mieć przez dłuższy czas jeden akord. Co jednak dla mnie najważniejsze, hipnotyczne linie basu w utworach Air też całkiem analogowo odgrywa Nicolas Godin na różnych czwórkach (roadie w przerwach między piosenkami wciąż donosi mu następną). C’est si cool!
Powinienem był to właściwie wiedzieć, bo już kiedyś tu chyba pisałem, że uwielbiam remiks „Sexy Boy” w wydaniu Etienne de Crecy. Otóż warszawski koncert był utrzymany w zbliżonym klimacie. Aranżacyjny minimalizm (muzykom towarzyszył tylko perkusista) sprawiał, że wszystkie utwory niejako rozbierano na czynniki pierwsze, na bas, perkusję i klawisze – tak jak to sztucznie zrobiono w tym remiksie.
W każdym razie, w Warszawie „Sexy Boy” zabrzmiał właśnie tak jak w remiksie Etienne de Crecy – minimalistycznie, analogowo i niszcząc wszelki kontakt czegokolwiek z czymkolwiek. Aż się cieszę, że mi bateria kontaktowała w aparacie i mogłem cyknąć, żeby się pochwalić metadanymi.
Obserwuj RSS dla wpisu.