Nie należy chwalić Polconu przed wręczeniem Zajdli. Piszę jednak tę blogonotkę przed wręczeniem Geffenów, czyli ichniej nagrody fandomu. Ma tradycję sięgającą 1999 roku – nie omieszkałem wytknąć, że mamy tradycję dłuższą o 14 cm. Erm, lat.
I tak jednak nie mogę oceniać, bo ze względu na barierę językową uczestniczyłem tylko w anglojęzycznych punktach programu. Których jednak było znacznie więcej niż na znanych mi Polconach! Wszyscy zaproszeni goście z zagranicy toczyli swoje spicze po angielsku – bez tłumacza, bo w Izraelu częstym zjawiskiem jest dwujęzyczność.
Praktycznie z nikim jednak nie szło mi się dogadać po polsku, większość tutejszych ma korzenie w naszej okolicy, ale jeszcze na etapie pokolenia dziadków obecnych fandomowiczów polska mowa zaniknęła w rodzinie. Częstowano mnie pojedynczymi zapamiętanymi słowami, jak „dzień dobry” lub „prześcieradło”.
Poza barierą językową czułem się jednak jak u siebie w domu. Zaobserwowałem chyba zjawisko uniwersalnego prawa zachowania geeków: wszędzie widziałem znajome twarze, które jednak oczywiście nie były tak naprawdę znajome, to po prostu izraelskie doppelgangery polskiej braci konwentowej. Najciekawsze pytania na moim spiczu zadawał doppelganger Lesliego, a cielesny doppelganger MRW okazał się być mentalnym doppelgangerem Weirdnika. Groźna kombinacja, gdy się nad tym zastanowić.
Jak widać na załączonym obrazku, facet prowadzący otwierającą ceremonię to wypisz wymaluj nasz Shaman. Gdy powiedziałem o tym w większym gronie, zapytano mnie, jak my na polskich konwentach odczytujemy garnitur Shamana, jako ironię czy jako właśnie właściwy strój dla mistrza konwentowej ceremonii. Odpowiedziałem, że jako dialektyczną syntezę – powiedzieli, że z doppelgangerem Shamana jest podobnie.
Najważniejszą różnicą między konwentem izraelskim i polskim jest to, że w Izraelu nie wszyscy umundurowani ludzie ze spluwami to LARP-owcy. Część to autentyczni żołnierze, którzy wyskoczyli na przepustkę. Prawo wymaga też, żeby każdej publicznej imprezy pilnowała uzbrojona ochrona (w lewej kaburze taser, w prawej spluwa).
Ostatnie zdjęcie przedstawia uzbrojoną laskę, która przetrząsa na wejściu plecaki. Mój sprawdzano tu wielokrotnie, ale zawsze ochroniarz rezygnował z dalszych oględzin po zobaczeniu Macbooka. Wygląda na to, że gdyby Osama wpadł na pomysł taniego zakupu dużej partii tych uszkodzonych egzemplarzy MBP, którym się sfajczyła NVidia (I feel your pain, Marcinie Jot), jego zamachowcy przenikaliby przez checkpointy niezauważeni, ucharakteryzowani na dziennikarzy!
Obserwuj RSS dla wpisu.