Jakiś czas temu sygnalizowałem tutaj problem z przetłumaczeniem na angielski cytatu z Sapkowskiego „wszystko co złe przez elfy i wozaków”. Po dłuższej korespondencji z organizatorami izraelskiego konwentu ICON stanęło w końcu na bezpretensjonalnym „Blame the Jews and Elves!”. Kto z moich blogokomentatorów przebywa akurat w okolicach Tel-Awiwu (ktoś chyba powinien, kierując się choćby stereotypem?), ma szansę wpaść na mój spicz w czwartek szesnastego o dwunastej. W piątek o jedenastej wygłaszam jeszcze małą prelekcję „Why Stanislaw Lem hated all his Movies”, potem o trzynastej będzie mi jeszcze można nawrzucać na światowym forum fandomu.
Pierwszy raz w życiu jadę do kraju, w którym do tego stopnia nie kumam języka, że nawet nie jestem w stanie dukać napisów. W Grecji mimo wszystko człowiek coś tam rozumiał, ale hebrajski? Kabała i abrakadabra. Podobno jednak kto nie przyjechał tam z Europy Wschodniej ten przyjechał z USA, więc czego nie załatwi angielski, to ma załatwić rosyjski.
Pierwszą okazję przejechać się do Izraela miałem jakiś rok temu, kiedy zapraszano mnie na jakiś polsko-izraelski komiksowy projekt przełamywania stereotypów. Niestety, mój stereotyp Izraela to zamachy, zamachy i jeszcze raz zamachy, więc najzwyczajniej w świecie spietrałem i nie udało mi się go przełamać. Różni znajomi od tego czasu przekonywali mnie, że w Tel-Awiwie zamachów już prawie w ogóle nie ma (faktycznie, ponoć ostatni był w 2006), więc się zdobyłem na odwagę, chociaż być może w ostatniej chwili jeszcze ucieknę na Okęciu…
Obserwuj RSS dla wpisu.