„Co za piękny widok – to rewolucja”, zawołał podobno w 1968 roku Ernest Mandel na widok swojego płonącego samochodu, nieopatrznie zaparkowanego zbyt blisko Quartier Latin. Z podobnymi uczuciami patrzę na obecny kryzys finansowy. Fajczy się właśnie moja emerytura z OFE, ale i tak kolosalną radochę sprawia mi wieść o aresztowaniu szefa NASDAQ.
Co myślę o ludziach takich jak Bernie Madoff, to już wyjaśniłem w blogonotce „Lewica Moich Marzeń”. Uważam, że gdyby im dupnąć 80% podatku, to by się pewnie trochę zniechęcili do wytężonej pracy – i wszystkim by to wyszło na zdrowie, społeczeństwu, ich klientom a nawet i im samym. Im mniej wymyślą genialnych finansowych pomysłów, tym krótszy będzie akt oskarżenia.
Czytając opis działalności Madoffa przynajmniej wreszcie zrozumiałem, dlaczego nie wytrzymałem do końca serialu „Ekipa” mimo zachwytów moich kolegów z pracy. Dżampnięciem szarka było dla mnie ekranowe pojawienie się ekonomicznego geniusza doktora Gussa (Marek Kalita na załączonym obrazku).
Doktor Guss jest tak genialny, że jego pomysłów nie rozumie nikt poza premierem Turskim. On sam tłumaczy je celowo pośpiesznie i niewyraźnie, mamrocząc coś o „funduszach hedgingowych”. Ale nosi dziwną czapeczkę, ergo jest ekscentryczny, ergo genialny.
Ja tam mam do ekonomii podejście prostackie. Niespłacalny kredyt dalej będzie niespłacalnm kredytem, nawet gdy zrobisz swap z funduszem hedgingowym i zsekurytyzujesz CDSy z ratingiem AAA do SPV na Kajmanach, żeby być poza jurysdykcją SEC. Jeśli czegoś nie rozumiem to zakładam, że coś tu śmierdzi, a nie że to jest takie genialne, że za trudne dla prostego człowieka.
Stąd pewnie bierze się moja instynktowna nieufność do kolesi takich jak dr Guss – albo do skutecznie przeforsowanej w USA neoliberalnej koncepcji, że nowoczesne finanse są zbyt skomplikowane dla polityków i należy wszystko zostawić rynkowi, żeby sam regulował. No to se wyregulował, taka jego owaka.
Co by nie mówić o Balcerowiczu, on też doktorom Gussom raczej nie ufał, bo polskie prawo bankowe jest stosunkowo mało liberalne. U nas realny odpowiednik dr Gussa czy Bernie Madoffa rozbije się o bezduszną biurokrację tłumiącą swobodę gry rynkowej. I całe szczęście.
Gdy poczułem, że „Ekipa” promuje ekonomię jako rodzaj paranauki – poczułem też, że po prostu nie mam siły tego dalej oglądać.
Obserwuj RSS dla wpisu.