Właśnie otwarto drugi w tym roku nowy odcinek autostrady. Żaden z tych dwóch nie jest zasługą rządów PO – od podpisania umowy do przecięcia wstęgi zwykle mijają średnio 3 lata, więc pierwszy z tych dwóch odcinków był jednocześnie ostatnim, który zawdzięczamy rządom SLD.
Otwarty dzisiaj jest pierwszym z kilku odcinków, które zawdzięczać będziemy Kaczyńskiemu. Bardzo dobrze podsumowuje on autostradową politykę kaczystów.
Jego paradoksalną naturę dobrze oddają trudności z ujęciem go w statystykach. Droga w zasadzie ma 4,6 kilometra, ale tylko 1,7 to autostrada. Według planu A2 taka odległość dzieli węzły Stryków I i Stryków II.
Do węzła Stryków II (skrzyżowanie z drogą krajową numer 14) autostradę doprowadził jeszcze rząd Belki, dzięki czemu gierkowski 34-kilometrowy odcinek Konin-Września urósł w ciągu jednej kadencji do solidnej krechy na mapie.
Węzła Stryków I jednak nie ma i jeszcze przez parę lat go nie będzie, więc kierowcy jadący w stronę Warszawy nie powinni się rozpędzać, by nie pofrunąć jak w Blues Brothers. Zamiast węzła pojawi się prowizoryczna droga biegnąca z grubsza śladem przyszłej zachodniej nitki autostrady A1 do węzła „Stryków Północ” – kolejnego skrzyżowania z drogą krajową numer 14.
Początkowo nie planowano zaszczycania tej drogi aż dwoma połączeniami z autostradą, ale trzeba było improwizować. Inaczej nie wiadomo przez ile lat jeszcze sznury jadących autostradą tirów pakowałyby się do centrum Strykowa i stały na cieszącym się w całej Europie ponurą sławą skrzyżowaniu ze światłami.
Cała ta desperacka prowizorka nie byłaby jednak potrzebna, gdyby Leszek Miller nie wybrał zatopienia swojej formacji politycznej w imię lojalności do Oli i Włodka. Gdyby nie kaczystowskie bienio negro, A2 rosłaby w tempie takim jak w latach 2002-2006 i dziś dochodziłaby do warszawskich obwodnic (też blokowanych przez Polaczka).
Dlaczego rząd PiS przez dwa lata nie kiwnął palcem w sprawie odcinka Stryków-Konotopa, zamiast tego budując w końcu tę tragikomiczną prowizorkę? Przypuszczam, że zadecydowała ideologiczna niechęć PiS do formuły partnerstwa publiczno-prywatnego.
Nie jestem jakimś wielkim fanem tej formuły, ale jeśli w ogóle jakąkolwiek drogę w Polsce w niej budować, to właśnie odcinek Stryków – Konotopa. Formuła PPP sprawdzić się może tylko tam, gdzie koszt budowy drogi ma szansę zwrócić się z opłat, a mówimy o najbardziej potrzebnej drodze w Polsce, a może i w Unii (ile jeszcze znacie europejskich miast tej wielkości bez autostradowego wylotu?).
PPP ma jedną zaletę: kiedy prywatny inwestor buduje jeden dochodowy odcinek, państwo może się zająć innym, niedochodowym. Polaczek wielokrotnie obiecywał, że znajdzie dla tej drogi lepszą formułę. Nie znalazł, więc były to po prostu zmarnowane dwa lata.
Autostrady, na których wstęgę przecinali Polaczek i Kaczyński, zbudował rząd SLD. W latach 2009-2010 czeka nas dołek po rządach PiS.
Obserwuj RSS dla wpisu.