Zaległe notki nawarstwiają się i spiętrzają. Wydobędę jedną z samego dna – przysypaną już teraz grubą warstwą śniegu.
W prehistorii bloga pisałem o moim zainteresowaniu tzw. ghost towns, czyli wymarłymi miejscowościami. Bardzo klimatyczna ghost village jest stosunkowo niedaleko mnie, po drugiej stronie Puszczy Kampinoskiej – to Famułki Królewskie.
Według stareńkiego przewodnika Lechosława Herza (mam wydanie z 1971), wieś założono pod koniec XVIII wieku jako tzw. budy, czyli prymitywną osadę ludzi uprawiających ekstensywną gospodarkę leśną, trochę jak dzisiaj bieszczadzcy węglarze. Potem pojawili się tu niemieccy koloniści, po których dziś został kompletnie zarośnięty cmentarz.
Wieś została skazana na zagładę po utworzeniu Kampinoskiego Parku Narodowego. Po 1959 roku na rożne, nie zawsze eleganckie sposoby, starano się skłonić do wyprowadzki mieszkańców wsi, które pechowo znalazły się w granicach Parku. Z dzisiejszej perspektywy wolałbym, żeby te wsie zachowano choćby dla infrastruktury turystycznej, tak jak to wygląda w znacznie młodszym Biebrzańskim Parku Narodowym.
Przymusowe wyludnienie nadało Famułkom upiorny wygląd. Wieś ciągnie się wzdłuż jednej przejezdnej drogi, która w większości biegnie obok porzuconych siedlisk, strasząc zarastającymi fundamentami i loszkami. Znienacka pojawia się wciąż jeszcze zadbana kapliczka.
Wschodni kraniec drogi stanowi szlaban, za którym jest rezerwat Krzywa Góra. Na zachód dotrzemy do cywilizacji – zamieszkanych chałup będzie coraz więcej, pojawi się jakiś szuterek, a w Tułowicach nawet i asfalt.
Obserwuj RSS dla wpisu.