Od dobrego ćwierć wieku moje popkulturowe doświadczenia wabią mnie do Amboy tak jak do Silent Hill wabieni się bohaterowie tego cyklu. Jeszcze jako dziecko obejrzałem w kinie film „Race For Your Life, Charlie Brown”, który zgodnie z najlepszymi tradycjami polskiej tytułologii pokazywano u nas jako „Charlie Brown i jego kompania”.
Występuje tam motyw amerykańskiej drogi biegnącej prosto przez pustkowie od horyzontu po horyzont – miejsca gdzie mieszczańskie bezpieczeństwo samochodu czy autokaru staje oko w oko z grozą pustyni, prerii czy przynajmniej gangu motocyklistów. Jest nawet jego dopełnienie w postaci „Baru Ostatniej Szansy” (gdzie na początku filmu Charlie Brown zostaje porzucony w wyniku charakterystycznego dla tej postaci splotu pechowych okoliczności).
Potem odkryłem zespół The Doors, eksploatujący ten topos dwiema piosenkami: „Roadhouse Blues” i „Riders On The Storm”. Obie występują na płycie „An American Prayer”, od której nietypowo zacząłem odkrywać tę grupę. Do dziś zresztą uważam ją za jej szczytowe osiągnięcie.
Rajdersi wykorzystani tam są jako soundtrack do słuchowiska „The Hitchhiker”, w ktorym Jim Morrison wciela się w kogoś, kto dzwoni z pustyni – zapewne z automatu przy stacji benzynowej – do przyjaciela w Los Angeles. Po krótkim smoltoku bohater przychodzi do rzeczy: „Słuchaj, mam prawdziwe kłopoty, zabiłem kogoś. Ten facet po prostu mnie podwoził i…”.
Słuchałem tego w liceum tyle razy, że monolog Autostopowicza pewnie do dzisiaj mógłbym wyrecytować z pamięci, jak teksty z „The Wall” czy dialogi z „Gwiezdnych Wojen”. Nie dziwota więc, że „Autostopowicz” z Rutgerem Hauerem to mój ulubiony dreszczowiec z czasów złotej ery piractwa VHS.
Wtedy nie wiedziałem oczywiście, że „Autostopowicza” kręcono właśnie w Amboy – mieście, które wtedy od dekady było już wyludnione. Odkryłem to dopiero robiąc risercz do tekstu o pixarowskich „Autach”, których akcja dzieje się w miejscowości unicestwionej podobnie jak Amboy przez otwarcie autostrady I-40 w 1973 roku.
Tak zaczęło się moje nareszcie spełnione marzenie o Amboy. Centralną atrakcją miejscowości jest oczywiście porzucony motel „Roy’s”, wciąż imponujący wzornictwem z 1959. Motel jest oczywiście nieczynny, ale przez częściowo powybijane okna można zajrzeć do budynku recepcji oraz poszczególnych domków.
Gdy ja dotarłem do Amboy, stacja benzynowa – której działanie opisane jest w Wiki jako „spodaryczne” – była akurat otwarta, ale poza tym wszystko było należycie martwe. Polecam zdjęcia kościoła pod wezwaniem świętego Abandoniusza (powyżej) i budynek szkoły (poniżej).
W 2005 roku Amboy kupił biznesmen Albert Okura. Dzięki niemu stacja benzynowa odzyskała prąd i wodę bieżącą, a w miejscowości na potrzeby ok. czwórki mieszkańców otwarto pocztę (kod jak w tytule).
Obserwuj RSS dla wpisu.