W samolocie zaliczyłem prasę wypełnioną typowymi wypełniaczami braku niusów po długim weekendzie, wśród których wyróżniał się wyjątkowo głupi tekst Cezarego Gmyza z „Rzeczpospolitej”.
Już jego tytuł „Internet mógł się narodzić w PRL” pokazuje, że to kolejna bajeczka z cyklu „genialne wynalazki polskich inżynierów zmarnowane przez bezdusznych biurokratów”. Tak jak baśń Piotra Lipińskiego o „polskim Billu Gatesie”, napisany jest przez człowieka, który nie ma zielonego pojęcia o historii IT i wysnuty jest z relacji pojedynczego źródła (brzmi to wszystko jak typowa polska wódczana mitomania).
Inżynier ów pracował nad systemem ewidencji ludności PESEL, rzeczywiście nowatorskim jak na swoje czasy. To, w jaki sposób na bazie systemu PESEL miałby powstać alternatywny Internet, pozostaje jednak zagadką redaktora Gmyza – po prostu tak se to chłopak wymyślił, niespecjalnie starając się to uzasadnić.
Drogi panie kolego z „Rzepy”, w okresie, którego dotyczą mitomańskie opowieści Pańskiego anonimowego inżyniera, Internet nie mógł się już „narodzić” z tej to mianowicie przyczyny, że narodził się jakieś 10 lat wcześniej. Pierwsze łącze sieci ARPANET uruchomiono jesienią 1969 między Stanfordem a UCLA.
Choćby z tego powodu fragment, w którym Gmyz pisze „Amerykanie, choć myślą techniczną nas nie wyprzedzali, potrafili wykorzystać swoje sukcesy. Sieć, która powstała na potrzeby amerykańskiej armii, zamienili w największy wynalazek końca XX wieku – Internet”, śmieszy osobę oczytaną w temacie.
Drogi panie kolego, Amerykanie wyprzedzali nas myślą techniczną w roku 1979 na tylu poziomach, że trudno je zliczyć. Oni w informatyce przeszli kilka rewolucji – w latach 60. minikomputerów takich jak PDP i Nova, których polskim odpowiednikiem miał być K-202 Karpinskiego, a w latach 70. mikrokomputerów, czyli komputerów osobistych. Na razie ośmiobitowych, ale wtedy już szykowali przesiadkę na 16 i 32 bity (procki 8086 i 68k były już wtedy na rynku).
No i przede wszystkim swoją sieć mieli już od 10 lat, nie musieli jej w 1979 wymyślać od zera. ARPANET powstał wprawdzie dzięki armii, ale od początku dla potrzeb cywilnych, dlatego właśnie zaczęto od łączenia uniwersytetów a nie baz wojskowych. Twierdzenie, że ARPANET miał „podobne możliwości i równie wielki potencjał” jak polski PESEL to brednia, która nigdy by Panu nie przeszła przez klawiaturę, gdyby coś Pan kiedyś o ARPANET sobie przeczytał.
A z rozpędu warto by jeszcze przeczytać coś o patentach. Wtedy Pański inżynier-mitoman nie nabrałby Pana na bajeczkę o patencie na „zapis danych na kartach pamięci”, który „dziś z opłat licencyjnych dałby pewnie tyle co polski przemysł”.
Wiedziałby pan mianowicie, że patent zgłoszony około roku 1979 dzisiaj nie mógłby przynosić ani grosza, a to z powodu wygaśnięcia. Wieczne, drogi panie redaktorze Gmyzie, to są diamenty; może zmyliło pana to, że się rymują z patentami?
A skoro już mówimy o bezlitośnie tykającym kalendarzu, to dziennikarzowi z naszego pokolenia nie przystoi pisanie o tajemniczym urządzeniu o nazwie „teletype”, będącym „rodzajem elektrycznej maszyny do pisania”. To się drogi panie redaktorze w czasach naszej młodości nazywało „dalekopisem”.
Obserwuj RSS dla wpisu.