Pierwsze kroki w zawodzie dziennikarza stawiałem jeszcze w zeszłym stuleciu i stąd pewnie moje staroświeckie przekonanie o roli zaufania w tym zawodzie.
Powiedzmy, Znany Autor science-fiction uprawia prozę pod pseudonimem, bo jednocześnie pod prawdziwym nazwiskiem publikuje jako naukowiec, ale w zaufaniu mówi mi, jak się nazywa naprawdę.
Prawdziwe nazwisko Znanego Autora znam oczywiście nie tylko ja. Zna je wielu ludzi ze światka fandomu sf, ale skoro je nam wyznał w zaufaniu, to trzymamy je w tajemnicy.
Na miejscu Znanego Autora martwiłbym się teraz, czy przypadkiem nie zdradził sekretu jakiemuś dziennikarzowi z koncernu Axel Springer. Robert Krasowski łamanie zaufania przez swoich podwładnych komentuje słowami: „tak właśnie wygląda prawdziwe dziennikarstwo”. Powiedziałbym „chyba na pececie” gdyby nie to, że za sprawą okrutnego losu to właśnie oni pracują na Makach, a my na pecetach.
To dobry przykład do ilustracji różnicy między etyką a moralnością. Moralność to kwestia czysto subiektywna, ale etyka – przynajmniej etyka zawodowa – wiąże się z pewną oceną pragmatyczną.
Nieetyczne zachowanie księgowego, lekarza czy właściciela biura podróży podważa zaufanie do branży jako takiej. W interesie całej branży jest wypracowanie takich mechanizmów etycznego zachowania, żeby ludzie się tej branży po prostu nie bali.
Jako dziennikarze nigdy nie dorobiliśmy się takich mechanizmów. Tak zwana Rada Etyki Mediów powstała w ramach Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, które nie reprezentuje nikogo poza swoimi działaczami. Na czele Rady od 14 lat stoi pani Magdalena Bajer, która okres największej aktywności zawodowej ma już raczej za sobą.
Owe 14 lat temu robiłem z panią Bajer wywiad (jeszcze do „Wiadomości Kulturalnych”), z którego wyniosłem jak najgorsze wrażenie, pani Bajer twierdziła w nim bowiem, że media nie potrzebują branżowego kodeksu, wystarcza Dekalog.
W Dekalogu jest jedno przykazanie związane z etyką dziennikarską – „nie mów fałszywego świadectwa…”. Nie ma jednak nic o znacznie ważniejszym problemie – o mówieniu choćby i prawdziwego świadectwa przeciwko dobrom osobistym bliźniego swego.
Właśnie tutaj przydałby się kodeks etyki zawodowej, zabraniający dziennikarzom babranie się w niusach pewnej kategorii. Nie ma go, ale na szczęście jest już dość bogate orzecznictwo mówiące o tym, że mediom nie wolno bez ważnego interesu społecznego gwałcić ludzkiego prawa do prywatności.
Orzecznictwo z serii „Axel Springer wybuli, przeprosi i się szadafakapnie” stanowi już zastępczy kodeks etyki mediów. Wyłania się z niego przykazanie, którego brak w Dekalogu – nie naruszaj dóbr osobistych bliźniego swego, a czy twoje świadectwo fałszywym jest czy prawdziwym, to już tym zanudzaj wielbłąda swego, sędziom albowiem to zwisać będzie.
Orzecznictwa w sprawie dekonspiracji jeszcze chyba nie ma (?), ale raczej zaszło tutaj naruszenie prywatności, a już na pewno nieetyczne złamanie zaufania okazanego dziennikarzom.
Do Kataryny mam stosunek mniej więcej taki, jak do Edyty Górniak. Nie podobają mi się jej piosenki, ale w ewentualnym procesie będę kibicował właśnie jej, bo chciałbym, żeby sąd dopisał kolejny mądry punkt do zastępczego kodeksu etyki mediów. Skoro my sami się tym nie potrafimy zająć, niech to za nas robią sędziowie. Ja se ne boim. A pan, panie Krasowski?
Obserwuj RSS dla wpisu.