Akcję „Aniołów i demonów” Dan Brown wymyślił zwiedzając z żoną Zamek św. Anioła. Przewodniczka wyjaśniła, że jest on połączony z Watykanu Passetto di Borgo, drogą umożliwiającą szybką ucieczkę papieżowi (najniższe zdjęcie pokazuje watykański koniec).
W Rzymie zaliczyłem pełną trasę turystyczną szlakiem „Aniołów i demonów” tuż po obejrzeniu filmu i polecam to jako bardzo miły sposób na odczapistyczną turystykę. Piechurem jestem raczej leniwym, zwłaszcza w Rzymie nie mogę się powstrzymać przed licznymi postojami – tu na kawkę, tam na camparisoda, siam na tiramisu – a jednak byłem to w stanie zrobić w jeden dzień.
Osobnym problemem jest sam Zamek Świętego Anioła. Uwierzcie mi na słowo, że to jest najciekawsza część tej wycieczki, ale trzeba zarezerwować na to minimum trzy godziny (dwie na zwiedzanie, reszta na stanie w kolejce). Żeby wejść bez kolejki wkręciłem się na photocall na najwyższym tarasie zamku, ale nie zawsze się tak da.
W Zamku świetnie czuje się historię Rzymu – kolejne warstwy historii są tutaj na wyciągnięcie ręki.
Najpierw Hadrian zbudował tu cesarskie mauzoleum w II wieku ne. Stulecie później Aurelian przekształcił mauzoleum w twierdzę stanowiącą element zaplanowanego przez niego obronnego muru miasta. Kawałki tego muru jeszcze stoją, choć król Ostrogotów Totila w 545 go chciał zburzyć, mając już powyżej uszu ciągłych przepychanek o Rzym z Bizantyńczykami.
W efekcie tych przepychanek z Rzymu została wyludniona kupka ruin. Postapokaliptyczni Rzymianie cierpieli na zarazę, która cudownie zakonczyła się w 590 roku – co zapowiedziało ujawienie się archanioła Michała z mieczem wskazującym ziemię na dachu zrujnowanej fortecy.
Pod koniec średniowiecza Watykan był już dość kasiasty, żeby zaszaleć na rynku nieruchomości. Papież Mikołaj III, ktorego Dante umieścił w ósmym kręgu piekła za komercjalizację religii, odnowił fortecę i wybudował Il Passetto. Papież słusznie przeczuwał, że im więcej szmalu w skarbcach Watykanu, tym więcej będzie chętnych do zabicia papieża i umieszczenia na stolcu swojego człowieka.
W 1527 roku Karol V najechał na Rzym z podobną intencją i doprowadził do najkrwawszej bitwy w dziejach papieskiej gwardii szwajcarskiej – 147 ze 189 strażników zginęło na schodach bazyliki św. Piotra, aby dać Klemensowi VII czas na przebiegnięcie przez Il Passetto do fortecy.
Karol V nie był wrogiem Kościoła. Był gorliwym katolikiem, w swoim cesarstwie wprowadził inkwizycję i karę śmierci za herezję. Zdaje się, że zawsze gdy papieże biegli tym przejściem, to uciekali przed innymi gorliwymi katolikami. Bo największym wrogiem papiestwa zawsze była jego własna świecka potęga. Gdy wyobrazimy sobie starszego pana, podwijającego ceremonialne suknie i w panice biegnącego barbakanem nad rzymskimi ulicami, trzeba pamiętać, że ucieka on przed niepożądanymi skutkami swojego bogactwa i swoich świeckich wpływów.
Obserwuj RSS dla wpisu.