Jakoś tak mnie naszło na Gary Numana – najpierw od tego, że czytałem „Ogród czasu” Ballarda, a potem od tego, że jacksonomania wywołała u mnie regresję do wczesnych 80., w których Jacksona nienawidziłem tak, jak nienawidzieć umie tylko nastolatek.
Do ówczesnego synthpopu miałem dostęp ograniczony – punk i nowa fala, to się jakoś u nas przebijało. Z synthpopem poza największymi hiciorami Yazoo czy Duran Duran było generalnie ciężko. Numana poznałem więc ze sporym opóźnieniem, tak na serio to chyba dopiero w następnej dekadzie. Znaczy, jak wszyscy w ejtisach usłyszałem „Cars”, ale apokaliptyczne „Down in the Park” – do którego zamieszczam fanowski teledysk – dużo dużo później.
W Wiki przeczytałem, że Numan ma zdiagnozowanego Aspergera – i to właściwie wszystko mówi o jego muzyce. Jego teksty często przyjmują punkt widzenia post-ludzki, podmiotem lirycznym bywają maszyny albo ludzie pragnący się asymilować z maszynami.
Nie żebym się jakoś bardzo identyfikował, ale na pewno bliżej mi do tego, niż do opowieści o gangsterach robiących „hiii-hiii”. I jasne, że synthpop to wdzięczny temat do parodii. Ale przecież wszyscyśmy z niego.
Obserwuj RSS dla wpisu.