Tak mnie jakoś wzięła i naszła nostalgia za grupą muzyczną z okresu new romantic o nazwie Simple Minds. Nagrałem sobie ich album „New Gold Dream” w czasach straszliwie zbrodniczego ustroju, który miał jednak tę dziwną zaletę, że całe płyty nadawano w radiu razem z sygnałem mającym ułatwić wysterowanie magnetofonu, celem sporządzenia jak najdokładniejszej analogowej kopii.
Kasety słuchałem bardzo długo, aż do kompletnego zajechania (współcześni freetardzi nie pamiętają, jak surowe były ograniczenia Analog Rights Management). W efekcie całą płytę znam na pamięć i mogę zaręczyć, że nie ma na niej słabych kawałków-wypełniaczy, naprawdę każdy utwór jest wart wysłuchania.
Szczególnie polecam utwór tytułowy. Po kilku latach synthpop i new romantic zaczęły się robić schematyczne, ta piosenka powstała gdy ten schemat nie istniał, więc nie musi się mu nawet wymykać.
Na moje oko (ucho?) nie ma tu jeszcze przede wszystkim sekwencerów, które za chwilę zdominują synthpop. Wspaniałe syntezatorowe intro robi wrażenie odegranego ręcznie, zapewne na najpopularniejszym instrumencie tamtych czasów marki Roland. Który był analogowy, a więc można było na nim robić niepowtarzalne brzmienia, dziś samplowane przez współczesnych wykonawców.
Nietypowa jest też linia basu. Co prawda jutubka na komputerowych głośniczkach niespecjalnie nadaje się do jej kontemplacji, proszę mi więc uwierzyć na słowo, że bas jest tutaj nienormalnie przyśpieszony. Taki ze mnie muzykolog jak z Migalskiego politolog, więc nie jestem do końca pewny, czy to są ósemki czy w ogóle szesnastki, w każdym razie coś szybszego niż popowy standard przewiduje.
Ten bas w połączeniu z odrealnionym dźwiękiem analogowego syntezatora buduje nastrój maniakalnego podniecenia, pasującego do tekstu. Który opowiada najwyraźniej o burzliwym obopólnym zauroczeniu erotycznym podczas jakiejś imprezy masowej. „She is the one in front of me, the siren and the ecstasy”.
Hope pays off…
Obserwuj RSS dla wpisu.