„Będzie się pęził, biedak…”/„A niech się pęzi”. Jak to bywa z lemowskimi neologizmami, nie wiadomo co oznacza czasownik „pęzić się”, ale strasznie mi przypasował do określenia tego, co się działo z prawicową blogosferą podczas erupcji niby-afer towarzyszącej wywaleniu Kamińskiego z CBA.
Inteligentni ludzie nie popełniają tego samego błędu dwa razy. W myśl tej zasady Igor Janke ogłosił powołanie Społecznej Blogerskiej Komisji Śledczej, mając w pamięci świeży sukces poprzedniej takiej komisji.
Ku zaskoczeniu Igora Janke, nic z tego nie wyszło. Sam Radosław Krawczyk „nie ukrywał, że go to smuci”. Teh emo, teh drama! Ksywka „psychiatryk” by tak gładko nie przylgnęła do tego środowiska, gdyby tam ton nadawali rozsądni ludzie zdolni do wyśledzić cokolwiek poza „lożą minus pięć”, wytropioną przez niezawodną Katarynę.
Prawicowi blogerzy zrobili więc to, co im wychodzi najlepiej – zebrali wirtualne podpisy pod apelem do premiera. „Macie przeciwko sobie już Kamińskich MILIONY !!! Podpisujmy do skutku !!!”, napisał inicjator akcji Andrzej Tadeusz Kijowski (spacja przed trzema wykrzyknikami, taką prawicę lubię najbardziej).
Premierowi przekazano list podpisany przez 1637 sygnatariuszy. Na miejscu Tuska bym się tym przeraził. Kurczę, w skali całego kraju 1637 osób to potężny ruch społeczny.
Tylko jednego rzędu wielkości brakuje mu do tuzów takich jak Bogdan Pawłowski, znany producent wkładek ortopedycznych, który w wyborach prezydenckich zgarnął imponujące 17164 głosów.
Co więcej, podpisy zbierane są nadal i w chwili pisania tej notki było ich aż 2236! Na pociechę dodam jednak, że rzeczywistych obrońców Kamińskiego może być nieco mniej. Zwyczajem blogoprawicy jest podpisywanie takich apeli w imieniu całej rodziny, rzecz jasna bez pytania jej o zdanie.
Gdy rodzina przypadkiem się dowie, skutki bywają przezabawne. Razu pewnego działacze narodowi zbierali podpisy pod apelem w obronie ojca Rydzyka, uroczo zatytułowanym „Przestańcie szkodzić Polsce!!!!!1!!1!”.
Prawicowy bloger Toyah poparł ten apel jako „Krzysztof XXX z rodziną. Żona Małgorzata, syn Antoni, córka Hanna” (w miejscu iksów było prawdziwe nazwisko). A potem o sprawie zapomniał.
Przypomniała mu o niej „córka Hanna”, która w ramach egosurfingu wyguglała siebie pod radiomaryjnym apelem na stronie narodowego działacza profesora Brody. Zaskoczona zapytała ojca. Ten się wszystkiego wyparł, po czym publicznie oskarżył prof. Brodę o kradzież danych. Narodowcy w obronie ujawnili korespondencję, przy okazji zdradzając całemu interwebsowi prawdziwe nazwisko Toyaha.
Możecie sobie wyobrazić, jaka z tego gruchnęła chryja. Do dzisiaj śmiertelną wrogością w związu z tą sprawą pałają do siebie różne prawicowe mikroplatformy blogowe – Ojczyzna i Polis 2008 (związane odpowiednio z prof. Brodą i Toyahem) oraz Blogmedia i Blogpress (potwornie się pokłócili snując spiskowe interpretacje afery Toyaha).
Mam nadzieję, że Niezależne Media Obywatelskie też w końcu uruchomią jakieś śledztwo. Badając, kto się za kogo podpisał pod apelem Kijowskiego…
Obserwuj RSS dla wpisu.