Cud w Sokółce to dobry pretekst do wyjaśnienia, na czym polega metoda naukowa. Dlaczego hasło „kościelna komisja ustaliła” nie działa na sceptyka, niezależnie od zaangażowania lekarza potwierdzającego, że to musi być „tkanka mężczyzny w agonii”?
Bo żeby sceptyk w coś uwierzył, musi być zagwarantowany warunek ślepej próby. Czyli: co najmniej trzech biegłych musi dostać do analizy co najmniej trzy próbki – jedną „prawdziwą” i co najmniej dwie nieprawdziwe. Do badania powinni przystąpić nie wiedząc, która jest która.
Historia nauki pokazuje, że badacze częsciej odnajdują to, czego się spodziewają. Stąd właśnie placebo i nocebo: często błędnie jest przedstawiane, że placebo „działa” na pacjentów, ale niekoniecznie tak musi być; metaanalizy pokazują, że badacz prowadzący test ma podświadomą tendencję do obserwowania rzekomego działania (dlatego razem z placebo występuje nocebo – obserwuje się także niepożądane skutki uboczne).
W jakich warunkach więc sceptyk mógłby zaakceptować wyniki badania jakiejś cudownej relikwii – powiedzmy, Całunu Turyńskiego? Trzy różne ośrodki musiałyby otrzymać kilka próbek do analizy oznaczonych cyferkami – w jednej byłaby próbka Całunu, w pozostałych próbki innych tkanin.
Dobrze byłoby, żeby próbki kontrolne pochodziły (a) od czasów biblijnych po średniowiecze (b) żebyśmy ich wiek w miarę dokładnie znali skądinąd. Punkt (a) utrudnia badaczom domyślenie się, która próbka pochodzi z Całunu a punkt (b) pozwoliłby przy okazji dodatkowo przetestować rzetelność metodologii.
Oh wait, właśnie przecież przedstawiłem procedurę pomiaru z roku 1989, w której trzem ośrodkom (Arizona, Oxford i Zurich) przedstawiono cztery próbki: Całun, egipski grobowiec z XI stulecia, grecki grobowiec z czasów biblijnych, szata św. Ludwika z Anjou z XIII stulecia.
Laboratoria poprawnie ustaliły wiek każdej z trzech próbek kontrolnych. Ponadto ustaliły, że rośliny, z których zrobiono Całun Turyński (metoda radiowęglowa bada nie tyle wiek obiektu, co chwilę ustania fotosyntezy w materiale roślinnym) ścięto między rokiem 1260 a 1390. Rzecz jasna, przy p=0,05, bo całkowitej pewności w nauce nie ma nigdy.
Kościół Katolicki jako instytucja przyjął tę wiadomość honorowo na klatę. Za to katoliccy publicyści, tradycyjnie znacznie bardziej odleciani od kościoła instytucjonalnego, nawymyślali od tego czasu dużo mambo-dżambo o tym, jak to różne czynniki odmładzają wiek próbki.
Jakoś, kurna, nie odmłodziły próbki z greckiego grobowca ani szaty świętego Ludwiku z Anjou.
Jako sceptyk zasadniczo nie wierzę na słowo nikomu, nawet ludziom z literkami „prof” na wizytówce. Jeśli w ogóle czemuś wierzę, to procedurom zaprojektowanym tak, by maksymalnie utrudnić (bo przecież nigdy nie „uniemożliwić”) autosugestię badacza, który odkryje to, co chciał odkryć.
Dlatego odpowiedź sceptyka na rewelację „to tkanka mężczyzny w agonii!” to po prostu „może tak, może nie, ale najpierw poproszę o opis procedury badawczej, ze szczególnym uwzględnieniem próbek kontrolnych”.
Obserwuj RSS dla wpisu.