Dostałem bardzo uprzejmy list – śliczny, staroświecki, zapisany czytelnym ręcznym pismem i w kopercie z adresem nadawcy – od obrońcy medycyny alternatywnej. W felietonie zakpiłem sobie z leczenia tzw. „zapperem”, czyli urządzeniem rzekomo zabijającym prądem zarazki. Podałem przykładową cenę 1518 zł (taką znalazłem w jednym z internetowych sklepów z szarlatanerią).
Uprzejmy czytelnik przysłał mi reklamę „zappera” za jedyne 130 zł po czym zapewnił mnie, że jemu to urządzenie pomogło. „Radzę Panu wybrać się do księgarni i zajrzeć do książki napisanej przez angielskiego lekarza dr. H Clark ‘Kuracja życia’ i zobaczy Pan na pierwszych jej stronach te ‘zarazki’, o których Pan pisze. Myślę, że zmieni się Pana osąd w tej sprawie” – napisał czytelnik – „Dowie się Pan, że każda choroba ma swojego pasożyta, którego można zniszczyć przy odpowiednim doborze prądu”. Na koniec zapewnił: „Mnie to pomogło”.
Zacznijmy od najważniejszego: nie istnieje „angielski lekarz dr. H Clark”. Hulda Regehr Clark była po pierwsze kobietą, po drugie Amerykanką, po trzecie nie była nigdy praktykującym lekarzem. Zrobiła rzeczywiście doktorat, ale z biologii (poświęcony fizjologii skorupiaków).
Nie wiem, skąd zaczerpnęła absurdalną teorię, że za wszystkie choroby (od depresji po AIDS) odpowiada jakiś pasożyt. Poglądu tego nie podziela istniejąca medycyna, nie ma on nic wspólnego z tematem jej pracy naukowej, nie potwierdzają go żadne naukowe badania.
„To nie jest żadne szarlataństwo, choć niektórzy tak myślą” – napisał czytelnik na zakończenie. Dodam, że do tych „niektórych” zaliczają się amerykańskie władze. Z inicjatywy Federalnej Komisji Handlu, Hulda Clark dostała w 2004 roku zakaz przypisywania „zapperom” leczniczych właściwości. W Ameryce nie można nikomu zabronić sprzedaży pudełek z bateryjką, ale nie wolno też wprowadzać nabywców w błąd co do rzekomej leczniczości.
Skąd przekonanie mojego czytelnika – i jemu podobnych – że „jemu to pomogło”? Wyjaśnię to odwołując się do przykładu, który pożyczam od Bena Goldacre. Porównuje on medycynę alternatywną do zjawiska znanego miłośnikom sportu jako klątwa „Sports Illustrated”.
Za sprawą tej klątwy sportowcy pojawiający się na okładce tego pisma przeważnie zaraz potem ponoszą jakąś spektakularną porażkę. Nie ma w tym nic nadprzyrodzonego, to po prostu nieuchronny skutek statystyki: żeby trafić na okładkę takiego pisma, sportowiec musi być u szczytu kariery. A ze szczytu droga zawsze prowadzi w dół.
Choroby dręczące człowieka dzielą się na takie, z którymi będzie już tylko coraz gorzej i takie, które same sobie pójdą. Wystarczy nie przeszkadzać własnemu organizmowi. Tych drugich na szczęście jest więcej.
Po homeopatię, zapper czy akupunkturę człowiek sięga zwykle na dnie rozpaczy, załamany uporczywym kaszlem, wysypką czy migreną. Z dna droga prowadzi zawsze w górę, wiele terapii (nie tylko alternatywnych) polega więc tak naprawdę na zabawianiu pacjenta rozmową w oczekiwaniu na naturalną poprawę.
Skąd wiadomo, że jakaś terapia pomaga naprawdę? Współczesna nauka narzuca dwa kryteria. Po pierwsze, metoda musi być przetestowana przy pomocy podwójnie ślepej próby – np. losowo dzielimy pacjentów na tych, których leczymy zgodnie z metodą „dr H Clark” i tych, których poddajemy działaniu pustego pudełka udającego „zapper”.
Jeśli okaże się, że w obu grupach mamy tyle samo „wyleczeń” to znaczy, że metoda jest szarlatanerią. Warunkiem jest po pierwsze, autentyczna losowość obu próbek a po drugie, „podwójna ślepota”, czyli ani pacjenci, ani terapeuci, ani wreszcie osoba monitorująca badanie, nie mogą wiedzieć, który „zapper” jest prawdziwy, bo taka wiedza może wpływać na to, co obserwujemy.
Właśnie dlatego, że procedura może wpływać na wyniki badania, konieczny jest drugi etap, czyli metaanaliza. To jest badanie badań. Wyniki różnych badań gromadzi się w jednej dużej tabeli i analizuje statystyczne prawidłowości – badania nierzetelne wtedy przeważnie dramatycznie odstają od reszty.
Metaanaliza pokazuje, że im rzetelniej zbadać homeopatię, tym oczywistsza jest jej nieskuteczność. O ile mi wiadomo, metoda „dr H Clark” nigdy nie została poddana metaanalizie, bo nie poddano jej nigdy choć jednemu badaniu przynajmniej udającemu porządny test kliniczny z ślepą próbą.
Cieszę się, że choroba Panu przeszła, choć martwię się, że dał się Pan komuś naciągnąć na 130 złotych. Dobrze przynajmniej, że nie na 1518 zł.
Obserwuj RSS dla wpisu.