W behawiorze godowym homo sapiens najbardziej fascynującym zjawiskiem wydaje mi się skłonność obu płci do zachowań autodestrukcyjnych, do wikłania się w romanse od samego początku zapowiadające się na samobójstwo.
Są mężczyźni, po których na pierwszy rzut oka widać, że zamienią życie zakochanej kobiety w piekło; ale to wcale nie powstrzymuje kolejnych kobiet przed zakochiwaniem się w nich. Z postaci fikcyjnych kimś takim – kimś, kto kobiety krzywdzi, ale kogo kobiety znajdują nieodparcie atrakcyjnym, jest oczywiście Dr House. Z realnych na kogoś takiego wygląda Philip K. Dick.
To działa też w drugą stronę. Wielu mężczyzn od razu poczuje szybsze bicie serca na hasło „jestem taką kobietą, przed którą ostrzegała cię twoja mama”. Kulturowych portretów femme fatale jest mnóstwo, z gwiazdą naszych czasów Lisbeth Salander na czele.
Trudniej o przykład z reala, bo nawet gdy weźmiemy konkretne przykłady kobiet owijających sobie mężczyzn wokół palca (np. Krystyna Skarbek), to zawsze puentą takich opowieści będzie symboliczny triumf mężczyzny. Zdaje się, że femme fatale to bardziej motyw kulturowy niż opis realnego zjawiska.
O takim zauroczeniu opowiada piosenka „Undisclosed Desires”. Jej podmiot liryczny zakochał się w jakiejś ostro porypanej kobiecie. Proponuje jej „wyezgorcyzomowanie demonów w jej sercu” oraz „ukojenie gwałtowności jej serca”.
Na koniec zaś składa samobójczą tytułową deklarację: „chcę zaspokoić także te twoje pożądania, których jeszcze mi nie zdradziłaś”. Scary. A jeśli to nekrofilka?
MRW na swoim blogu skojarzył ten utwór z Depeche Mode. Hm. Co do sekcji rytmicznej, zgoda. Ale przecież Muse to po pierwsze, po drugie i po trzecie niesamowite możliwości wokalne pana Matthew Bellamy. Jak w mordę strzelił trzy oktawy. No niestety, przy całym moim ogromnym szacunku dla Dave Gahana, on przy Bellamym mógłby najwyżej robić za chórek w refrenie.
Obserwuj RSS dla wpisu.