Zawsze lubię prawicowy lolkontent w postaci rozmaitych „Operacji Chusta” i „Weekendów w Spestreku”, czyli opowiadanek ukazujących straszliwe cierpienia katolickiego narodu w niezbyt odległej przyszłości, kiedy to Sierakowski został dyktatorem (a ja może mam np. ciepłą synekurę w Ludowym Komisariacie Elektroniki Konsumenckiej? Ech, marzenia…).
Mam wrażenie, że po raz pierwszy ktoś z nich opisał utopię pozytywną – alternatywny świat, w którym w Polsce nie było Michnika i prawica mogła ją urządzić po swojemu. Niejaki Marek Przychodzień opisuje to dziś w Psychiatryku.
Niestety, to jest straszny tl;dr, najpierw jest bardzo długie tradycyjne psychiatrykowe bla-bla o tym, jaki ten Michnik potworny. W trosce o lolerkę swych drogich stałych czytelników pracowicie przebrnąłem do momentu, w którym autor przechodzi do konkretów.
Warto było. Ten konkret w opisie prawicowej utopii zaczyna się tak: Być może dzięki temu ulice polskich miast nie byłyby pełne wulgarnie ubranych kobiet, których dół bardziej się rzuca w oczy niż góra, a które rodzinę traktują jako instrument spełniania własnych zachcianek, czemu dzielnie sekundują „Wysokie Obcasy” (kopipasta verbatim).
Dlaczego Michnik odpowiada akurat za to, że autorowi kobiecy „dół bardziej się rzuca w oczy niż góra”, to mnie trochę przerasta. Jak wiadomo między nami heterykami faktycznie panuje ten zasadniczy podział, ale nigdy bym nie kojarzył go z Michnikiem, już prędzej z Freudem.
Podoba mi się w każdym razie pozytywny wydźwięk prawicowej utopii Polski w wariancie „Michnikrein” – ulice pełne kobiet okutanych w habity, worki pokutne i tym podobne czarczafy. Może o to właśnie chodzi w haśle „Operacja Chusta”?
Zima to może akurat nie jest najlepszy moment na docenianie tego aspektu III Rzeczpospolitej, ale niedługo wiosna, panowie (i zainteresowane panie). A wiosną, wiadomo, co roku na ulicach pojawia się mnóstwo ładnych i modnie ubranych Polek. Gdyby nie Psychiatryk, nawet bym nie wiedział, że moja gazeta się się do tego przyczyniła!
Obserwuj RSS dla wpisu.