Polański wymiata


Może jestem ostatnio po prostu w wyjątkowo dobrym humorze, bo dziwnie często zdarzają mi się teraz książki, filmy i płyty budzące dziecinny zachwyt. Tak jak „The Ghost Writer” Polańskiego.
Uwielbiam „Frantic”, a ten film jest bardzo frantikowaty. Jest klasycznie skomponowanym thrillerem, w którym mamy trupa (już w pierwszej znakomitej scenie), mamy zagadkę, mamy dochodzenie i mamy bohatera, który zbyt późno uświadamia sobie, w co się wpakował.
Za każdym razem, gdy fabuła doszła do momentu, w którym zadawałem sobie pytanie „no dobra, i co dalej, panie scenarzysto” – pojawiał się zwrot akcji. Nie w sensie shyamalanowskiego twista, tylko w sensie pojawienia się nowego tropu logicznie wynikającego z poprzednich.
Zdaje się, że to głównie zasługa książki Roberta Harrisa, której nie czytałem. Ale genialnie pasuje to do trejdmarkowego dla Polańskiego osaczania głównego bohatera – który kroczek po kroczku pakuje się w „cul de sac”, wyciąga spod łóżka kapcie poprzedniego „lokatora”, a potem coraz bardziej „frantic” miota się od jednego pomysłu do drugiego, czasem chcąc Ujawnić Wielką Aferę a czasem chcąc po prostu uratować skórę.
Wielka Afera dotyczy wielkiej polityki i ten wątek też wzbudził mój zachwyt, z dwóch powodów. Do tych nielicznych przypadków, gdy pisałem w „Gazecie” o czymś poważnym, należy Międzynarodowy Trybunał Karny – i cieszę się, że mój kraj należy do państw, które ratyfikowały traktat rzymski.
Jako-tako miałem to wtedy zriserczowane, więc trochę się skrzywiłem na defekt fabuły: to nie jest tak, że o swojej sprawie przed MTK oskarżony dowiaduje się z telewizyjnych wiadomości. MTK to trybunał ostatniej instancji, więc w podobnej sytuacji jak w tym filmie, w praktyce najpierw trwałoby postępowanie przed krajową prokuraturą (nawet zakładając, że państwo brytyjskie zgłosiło sprawę do MTK z art 14).
Dotychczasowe postępowania przed ICC dotyczą Afryki i upadłych państw, w których osądzenie zbrodniarzy wojennych jest niemożliwe (art 17 p. 3). Cywilizowane państwa zaczynają od własnego prokuratora.
Jednak film to film. Scena dialogowa, w której ścigany przez MTK bohater dowiaduje się, do jakich krajów może teraz bezpiecznie podróżować jest znakomita i z grubsza zgodna z faktami: listę otwierają kraje w zasadzie cywilizowane, USA i Izrael. A potem już tylko Jemen, Korea Północna, Chiny, Rosja i parę miejsc Afryce.
Fabuła polityczna jednak jest daleka od typowej dla thrillerów czarno-białości. Domniemany zbrodniarz wojenny w swojej mowie obrończej proponuje eksperyment myślowy: zróbmy na lotnisku dwa terminale, jeden z pełnym poszanowaniem praw obywatelskich, drugi z rasowym profilowaniem, przeszukiwaniem bagaży, wykorzystywaniem informacji zdobytych torturami. Do którego samolotu wsadzisz swoje dzieci?
Oczywiście, nie przekonał mnie tym monologiem – ale cieszę się, że nie jest to papierowy villain. Więcej nie chcę pisać bez spojlowania (w ogóle film tak fajnie widza zwodzi i zaskakuje, że proponuję unikać recenzji i iść w ciemno; pierwsze recenzje niestety spojlują główne zwroty akcji).
Przy okazji dyskusji na temat kryminalnej sprawy Polańskiego pojawiał się argument utylitarny: że to dobrze, że uciekł, bo zawdzięczamy temu wiele świetnych filmów. Wadą argumentów utylitarnych jest ich obustronność: „The Ghost Writer” pokazuje z kolei, że to dobrze, że Polański jest ścigany, bo uczyniło go to mistrzem thrillera.

Opublikowano wPop
Obserwuj RSS dla wpisu.

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.