Relatywistyczni moralnie, cywilizacjośmierciowi cyngle i pióropałkarze reżimowych mediów najbardziej cenią sobie – jak wiadomo – narracje. Dlatego nigdy mnie nie wciągały typowe flaszowe gierki w jakieś odbijanie piłeczki albo skakanie małyszem.
Ja chcę mieć historię, bohatera, klimat, opowieść. To widać we wszystkich moich blogonotkach o grach, także o grach na ajfona.
Mówimy „klimat” – w domyśle, „Silent Hill”. To jak mauzoleum Lenina dla ideowego komunisty, absolutny wzorzec gatunku „survival horror”.
„Silent Hill: The Escape” w wersji Ajfonowej zawiera wiele elementów znanych nam ze konsol stacjonarnych, przede wszystkim postać upiornej pielęgniarki. Fabuła tej gry jest szczątkowa: gracz ocyka się w mrocznym labiryncie i usiłuje się z niego wydostać. Na każdym poziomie gdzieś są drzwi i klucz, który trzeba najpierw znaleźć.
Widzimy tyle, ile z mroku wydobędzie kiepska latarka. Amunicji mamy mało, a przeładowanie rewolwera – tak jak w realu – wymaga pewnego skupienia i nie można wtedy strzelać. Wielu recenzentów to wkurza, dla mnie to element gatunku.
Firma Konami wypuściła „Silent Hill: The Escape” na wszystkie sensowne smartfony: iPhone, iPhone 3G i iPhone 3GS. Palm Pre? Nokia? Android? Nope. Sokoban, chłopaki, Sokoban.
„Chinatown Wars” to specjalna wersja „Grand Theft Auto” wypuszczona na wszystkie liczące się mobilne konsole: Nintendo DS, Sony PSP i iPhoneOS. Unikalny ficzer dla wersji iPhoneOS to stacja radiowa „Independent”, która w Liberty City puszcza po prostu to, co sobie w Ajtjunsach zdefiniujesz jako plejlistę „GTA”.
Po konsolowemu sejwy tutaj robi się między jedną misją a drugą, a misje trwają raczej długo (przetykane dialogowymi wstawkami), więc nie zaszedłem jeszcze daleko. Ale oczywiście już zdążyłem polubić głównego bohatera, rozpuszczonego dziedzica gangsterskiego imperium, który nagle musi walczyć o przetrwanie w ciasnej przestrzeni chińskiej dzielnicy w Liberty City.
Klasistowskiej radochy dostarcza uroczo prosta gra „Bailout Wars”, o której już tutaj pisałem. Gracz wciela się w Podatnika (a więc zapewne przedstawiciela MMC), broniącego skarbca przed szefami banków (a więc przedstawicielami UMC).
Bankierzy i prezesi atakują skarbiec w kolejnych falach. Gdy dorwą się do kasy, komiksowe dymki pokazują, na co chcą ją wydać (na dziwki, na alkohol, na luksusowy jacht). W kolejnych falach są coraz liczniejsi i odporniejsi, na szczęście ty z kolei możesz zainwestować np. w snajpera na dachu Białego Domu.
A przede wszystkim giną z rozkosznie zabawnym „łaaa!”, co pozwala na znakomite odstresowanie się dla człowieka, który odczuwa na swych barkach ciężar utrzymywania tego całego interesu ze swoich podatków…
PS. Jakiś czas temu gdy pisałem o Ajfonie, kilku kolegów wyrażało daleko idące nadzieje związane z Palm Pre, kolejnym wannabe iPhone killerem. Na moje szyderstwa koledzy odpowiadali, że są gotowi wszystko odszczekać, gdy kolejny wannabe iPhone killer okaże się być, well, kolejnym wannabe. Chyba już czas? He he…
Obserwuj RSS dla wpisu.