Żeby zdążyć przed ciszą wyborczą, jeszcze mój krótki manifest. Przed wyborami zwykle publikowałem swoje „latarniki” i „kompasy” – tym razem tego nie zrobię, bo to wyjątkowo nie ma sensu.
Na wiele pytań – i to właśnie tych, wokół których skupiła się debata – nie mam jednoznacznej odpowiedzi. Czy szpitale powinny być sprywatyzowane? A jakie to ma znaczenie?
Chcę, żeby wszystkim obywatelom, bez względu na zamożność, przysługiwał pewien podstawowy koszyk usług medycznych. Spierać się mogę o zawartość tego koszyka, ale czy świadczenia realizowane są przez państwo w szpitalach państwowych czy przez jakiś tam fundusz (nie upieram się, że akurat o nazwie NFZ) na podstawie przetargów, to kwestia czystego pragmatyzmu.
Czy wycofać się z Afganistanu? No pewnie, że jestem za. Ale skoro to jest operacja NATO, to nie w Warszawie zapadnie decyzja. Po to chcieliśmy być w tym sojuszu, zeby ewentualna decyzja „czy umierać za Gdańsk?” też nie zapadała w Paryżu.
Do końca miałem rozterki, czy Napieralski, który lubi surfować (bo to jednak coś w rodzaju lewicy), czy Komorowski, który przed wyborami co otworzył usta, to mi się odechciewało głosować.
Ma decision est prise. Jednak Komorowski. Z dwóch zasadniczych przyczyn: po pierwsze, wyobraźmy sobie, że w pierwszej turze weźmie 48%. Nie chcę się znaleźć wśród tych 2%, za sprawą których moi znajomi będą musieli wracać wcześniej z Openera na drugą turę.
Tłum ludzi w tym kraju odetchnie z wielką ulgą, jeśli się okaże wieczorem, że druga tura nie będzie potrzebna. Nawet kaczystom przyda się miły lipcowy weekend. Nie ma powodów, żebyśmy jako naród mieli sobie ten weekend odbierać tylko dla iluzji pluralizmu (dychotomia PiS/PO mi też się nie podoba, ale SLD w obecnym kształcie i tak jest bez znaczenia).
Po drugie: Grzegorz Napieralski odpowiada za medialną koalicję z PiS. To więcej niż zbrodnia, to błąd. Mniejsza, że nie mogę mu wybaczyć niesympatycznego koalicjanta – ale gołym okiem widać, że Napieralski wyszedł na tym sojuszu jak Zabłocki na mydle. Oddał PiSowi wszechwładzę w mediach publicznych, a dla swojej partii nie dostał w zamian nic.
Kto mógł przewidzieć? Hm – każdy? Przynajmniej każdy, kto pamiętał, jak na koalicji z PiS wyszły przystawki IV RP? Już inteligencja na poziomie kota Alika chyba by wystarczyła do wyciągnięcia wniosków?
Strach pomyśleć, że prezydentem kraju byłby człowiek z takim talentem do negocjowania umów. Medialna koalicja PiS-SLD na płaszczyźnie międzynarodowej byłaby czymś takim, jak sprzedanie całego narodu w niewolę Burkinie Faso w zamian za perkal z autografem Poszpieszalskiego i paciorki jednego różańca.
Widząc, z jakim powodzeniem Napieralski kieruje swoją partią – wolałbym go trzymać jak najdalej od jakichkolwiek funkcji państwowych. A więc: chociaż mi też się nie podobają żarty o Dunkach czy słynna dwururka, jednak Komorowski.
Obserwuj RSS dla wpisu.