Tak jak Jacek Żakowski, też czasem chciałbym być Murzynem. Na przykład na densflorze, bo biali ludzie nie potrafią skakać. Ale w odróżnieniu od Żakowskiego, dobrze się czuję w cywilizowanych krajach, w których w lokalach nie śmierdzi papierosami.
Nie jestem chyba sam w tym dobrym samopoczuciu, przypuszczam więc, że budowana przez Żakowskiego argumentacja typu „Drżyjcie! będzie u nas teraz tak okropnie jak w USA i Europie Zachodniej!” będzie mało skuteczna. No chyba, że wśród jego wiernych czytelników z kręgów radiomaryjnych, bo to oni najchętniej straszą zgniłym zachodem.
Wielce szanowny panie redaktorze, głównym powodem, dla którego cywilizowany świat chce panu zabronić palenia w knajpach, nie jest „antynikotynowa obsesja higieniczna”. Do nikotyny nic osobiście nie mam, se pan ją wstrzykuj, żuj, inhaluj, wcieraj, aplikuj czopkiem doodbytniczym czy w jakikolwiek inny sposób, nie związany z zasmradzaniem otoczenia.
Powodem jest smród. W krajach wysoko rozwiniętych ludzie doszli do wniosku, że wolność od smrodu stanowi istotny element jakości życia. Stąd rozmaite regulacje prawne, ograniczające smród wydobywający się z kominów, instalacji przemysłowych, rur wydechowych – i papierosów.
Nie powinien pan, drogi panie redaktorze, palić przy innych ludziach nie dlatego, że palenie jest niezdrowe – tylko z tego samego powodu, dla którego nie powinien pan przy nich pierdzieć, rzygać albo się wypróżniać. Bo to śmierdzi. Bo ktoś od tego może stracić apetyt i ochotę na dalsze przebywanie w zasmrodzonym przez Pana pomieszczeniu.
Czy to oczywiste? Wydawałoby mi się, że tak. Przecież nowa ustawa wymaga od palaczy tylko tego, czego i tak wymagałoby od nich dobre wychowanie – żeby wychodzili na dwór albo do specjalnego pomieszczenia, w którym człowiek może zrealizować swoje nieapetyczne potrzeby bez dyskomfortu dla innych.
Rozmaite regulaminy przewidują ograniczenia w przechowywaniu w zamkniętym pomieszczeniu (czy to wagonie kolejowym czy to piwnicy w bloku mieszkalnym) „materiałów żrących i cuchnących”. Dlaczego cuchnący palacz ma być traktowany inaczej? Dlaczego ludzkość ma robić wyjątek akurat dla tego smrodu? Dla wygody redaktora Żakowskiego?
„Wolę umrzeć od dymu” – deklaruje Żakowski. Drogi panie redaktorze, w tych sprawach jestem libertarianinem. Umieraj se pan od czego chcesz. Życie to dużo ciekawsza sprawa od śmierci.
Otóż ja nie chcę żyć w smrodzie, na który narażaliby mnie ludzie tacy jak Pan, gdyby nie odpowiednie ustawy. Bo liczyć na waszą kulturę osobistą to jak liczyć na ładną pogodę nad polskim morzem. Podobno ktoś kiedyś zaobserwował, ale ja widocznie mam pecha.
PS. Napieralski, surfujący Grzegorzu, chciałeś przejść na „ty” ze wspaniałymi ludźmi, jakich poznałeś w internecie. Cześć! Gdybym prowadził tego bloga anonimowo, po „ty” byłyby jeszcze różne wyrazy. A tak, to będzie łagodniej.
Ty mało rozgarnięta istoto, która pozuje na „polskiego Zapatero”. Ty przejedź się do jakiegoś cywilizowanego kraju w Europie Zachodniej, wejdź tam do jakiejś knajpy, w której spotyka się elektorat tamtejszej partii socjaldemokratycznej… i zapal swego Extra Smrodersa.
Ja z rozkoszą napiszę kolejną notkę z cyklu „Ratujcie kiedy biją mnie Niemcy”. A tymczasem: redaktorze Żakowski, czy mógłby pan jak najczęściej się spotykać z kierownictwem SLD i jak najwięcej dmuchać w ich stronę? Dzięksy w imieniu elektoratu tęskniącego za normalną lewicą.
Obserwuj RSS dla wpisu.