Enigmatyczne kazirodztwo w Salonie

Dzisiaj omawiałem, musiałem więc przeczytać „Rzeczpospolitą”, a nawet przebrnąć przez #prawicowepoczuciehumoru w wydaniu Igora Janke. Przez całą stronę snuje on swoje prognozy na rok 2011, w kółko powielając tę samą skargę na powtarzalność polskiego życia publicznego.
Dodałbym swoją prognozę: prawicowi publicyści nadal będą próbowali być dowcipni, w identycznym stylu pisząc teksty typu „co by było gdyby” albo „co będzie w przyszłym roku”. A jak nie będą dowcipni, to będą pisać o byciu odrzuconym przez Salon.
W dzisiejszej „Rzeczpospolitej” Bronisław Wildstein pisze o Salonie i żali się, że Salon go odrzuca, dopisując się do wcześniejszego  tekstu Rafała Ziemkiewicza o Salonie i że tym razem Ziemkiewicz dla odmiany sam odrzuca Salon.
Na jedynce „Rzeczpospolita” pisze z kolei o sukcesie polskich naukowców, którzy „stworzyli system szyfrowania nie do złamania”, jak streścili to portaliści wyciągając to na swoją jedynkę.
W „Rzeczpospolitej” czytamy, że sercem polskiego wynalazku jest urządzenie zwane „VIRTEX-5”. Szybki gugiel doprowadził do wniosku, że jest to układ scalony oferowany przez amerykańską firmę Xilinx. Firma oferuje już Virtex-7, następcę Virtex-6.
Na czym więc właściwie polega przełomowe odkrycie polskich naukowców? „Wyjątkowość szyfratora polega na tym, że jest praktycznie nie do złamania”, ekscytują się autorzy, Edyta Żemła i Mariusz Kowalewski.
Ja się akurat interesuję historią technik cyfrowych i kryptografii, więc wiem to, co można wyczytać w byle książce popularnonaukowej: szyfr nie do złamania znany jest co najmniej od roku 1917, w 1919 przyznano pierwszy patent. Słabym ogniwem w dzisiejszych czasach rzadko jest jakość szyfru – przeważnie jest nim człowiek obsługujący urządzenie.
Przełamanie radzieckich szyfrów w projekcie Venona było możliwe dzięki temu, że – choć stosowali nieprzełamywalny „szyfr z kluczem jednorazowym” – z lenistwa używali tego samego klucza więcej niż raz. Podobnie jest z Wikileaks. To nie dzieło hackerów przełamujacych szyfry tylko skutek przyznania zbyt dużej grupie dostępu do tajnych dokumentów.
Czy polscy naukowcy wynaleźli rozwiązanie problemu „leniwego szyfranta” albo problemu „tłumu ludzi z dostępem”? Chyba nie, bo na to nie wystarczy nawet Virtex-8.
I wreszcie gwóźdź numeru: „Szwajcaria zalegalizuje kazirodztwo?”, pyta Aleksandra Rybińska. Jak większość tekstów tego typu w „Rzeczpospolitej”, i ten jest zdumiewająco podobny do wcześniejszego tekstu z „Daily Telegraph”. W obu wypowiadają się „Daniel Vischer” i „Barbara Schmid-Federer”.
I w obu widoczne jest to samo pragnienie nakręcenia tematu, który sam w sobie specjalnie ciekawy nie jest. W wielu krajach przyjmuje się, że dorosłe osoby wyrażające świadome przyzwolenie mogą w swojej sypialni robić co tylko zechcą. Nawet jeśli są spokrewnieni.
Szybki gugielek doprowadził mnie do porównawczego badania przeprowadzonego przez niemiecki instytut prawa karnego i międzynarodowego na temat zakazu kazirodztwa – we Francji nie ma go od roku 1811. Tomasz Terlikowski w swoim oburzeniu jest więc trochę spóźniony, było protestować w 1812.
Jego histeryczna reakcja przynajmniej potwierdza słuszność żartu Igora Janke o przewidywalności polskiego dyskursu. Biorąc do ręki „Rzeczpospolitą” wiemy, że będzie coś o Salonie, zagadką najwyżej będzie to, czy tym razem Salon odrzuci Wildsteina czy Ziemkiewicz odrzuci Salon.
I wiadomo też, że podkręcony materiał z „Daily Telegraph” będzie straszyć kolejnym rzekomym „zakazem mówienia tata i mama”. Pytanie tylko, czy tym razem histerycznie zareaguje Terlikowski czy Lisicki.
Przynajmniej ja jestem mniej przewidywalny – nie zawsze to skomentuję na blogu, bo nie zawsze muszę to przeczytać.

Obserwuj RSS dla wpisu.

Zostaw komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.