To już druga notka pośrednio inspirowana radosną relacją z berlińskiego city break MRW. Jak już pisałem, Berlin to dla mnie miasto depresji i melancholii. Nim kolega M3 wyskoczy z kolejną odsieczą od razu dodam, że nie mam nic przeciwko – lubię słuchać Nicka Cave, nierozerwalnie skojarzonego dla mnie z filmem Wima Wendersa.
Jak może mi się tak kojarzyć miasto knajp i przecen markowych ciuchów? Jak już pisałem – widziałem strefę śmierci między Zoo a Ostbahnhof. Takich widoków się nie zapomina.
MRW wysiadł na „obskurnym steampunkowym dworcu Gesundbrunnen”. Otóż właśnie ta obskurność jest czymś, co uwielbiam tropić w Berlinie, bo to obskurność nieprzypadkowa, to obskurność uświęcona przez historię ludzkich cierpień.
MRW przyjechał ze Szczecina po bardzo starej linii kolejowej, z której szlakiem obecny pociąg żegna się właśnie w Gesunbrunnen. Jedzie na otwarty w 2006 Hauptbahnhof, podzas gdy tory z 1843 skręcają w stronę dawnego Stettiner Bahnhof.
W wyniku podziału Berlina znalazł się on w sektorze radzieckim, tuż przy jego północnej granicy. Tory do Szczecina prowadziły przez Berlin Zachodni i tamtejszą stację Gesundbrunnen, by do wschodniego wjeżdżać przy stacji Bornholmer Strasse – znów leżącej przy samej granicy, już po złej stronie.
A poza tym – i tak większość torów rozebrali Ruscy i wywieźli. Nazwa „Szczeciński” była więc cokolwiek anachroniczna, dworzec w roku 1950 przemianowano na Nordbahnhof i pełnił już tylko rolę, którą generalnie pełni do dziś: stacji miejskiej kolejki S-Bahn.
Na większości trasy biegnie ona nad ziemią, z wyjątkiem centralnego odcinka między Nordbahnof a Yorckstrasse – też cudownie obskurną – w Kreuzbergu. W poszukiwaniu berlińskich upiorów uwielbiam przejażdżkę S-Bahnem właśnie przez ten odcinek.
To tragiczna historia Berlina w pigułce. Tunel wybudowano w pierwszych latach Hitlera w ramach przerabiania Berlina na stolicę świata. Dlatego ma ślepą i niewykorzystywaną dziś odnogę w stronę fundamentów przyszłej Hali Ludowej, szalonego projektu Alberta Speera, co do którego do dziś nie wiadomo, czy w ogóle byłby możliwy technicznie.
Podczas upadku Berlina tunel został zatopiony prawdopodobnie przez SS. Zginęło około stu osób. Nie wiadomo dokladnie ile, bo trupy znajdowano jeszcze przez parę lat, gdy tunel leżał już w sektorze wschodnim.
Zatopienie tunelu pokazywano w wielu filmach o upadku Berlina, głównie fabularnych. Zimą 1945/1946 z kamerą wszedł tam Kurt Maetzig – Polakom znany głównie z pierwszej ekranizacji Lema – który dla wytwórni DEFA przygotowywał dokumentalną serię „Świadek naoczny”. Jak wspominał, to co sfilmował pod ziemią było tak straszne, że nie włączono tego do gotowego filmu.
Tunel otwarto ponownie dla ruchu w roku 1947. Zgodnie z ustaleniami wielkiej czwórki, cała kolej w Niemczech Wschodnich należała do NRD, wliczając w to S-Bahn. Czyniło to komunistyczne państwo największym właścicielem nieruchomości w Berlinie Zachodnim.
Enerdowcy chętnie kasowali dojczmarki za bilety na kolej, ale unikali inwestowania na wrogim terytorium. Stąd „steampunkowa obskurność” – niektórych stacji S-Bahn nie remontowano od czasów Hitlera.
Mieszkańcy Berlina Zachodniego unikali S-Bahn, bo mieli świadomość, że kupując bilet – pośrednio dotują państwo, które chce ich wszystkich pozabijać. Ja bym się zresztą zwyczajnie bał wtedy jechać dzisiejszą S1, bo biegła przez terytorium NRD.
Po wybudowaniu muru stacje na terytorium NRD w większości zamurowano (jak np. wspomnianą Bernauer Strasse). Do stacji-widm („Geisterbahnhöfe”) ludzie przebili się dopiero po upadku muru berlińskiego, odkrywając dobrze zachowane reklamy z 1961.
W okolicach Nordbahnhof gdy S-Bahn wyłania się z tunelu, z okien pociągu widać biegnący równolegle tor-widmo, z zardzewiałymi wiaduktami i drzewami rosnącymi między szynami. Drzewa są całkiem spore, ale nie wyglądają na rosnące od 1961.
Pewnie jest jakieś forum infrastruktury, gdzie ktoś zna odpowiedź na dręczące mnie pytanie: kiedy odpuszczono sobie pielenie krzaczorów na torze-widmo? Wiek drzew pasowałby do założenia, że zrobił to już nowy, zachodni operator, którzy przejął S-Bahn od enerdowców na mocy porozumienia z 1984.
Zjednoczenie pożarło takie góry szmalu, że nawet Deutsche Wirtschaft tego nie udźwignęło. Stąd „steampunkowa obskurność” stacji, na remont których zabrakło dojczmarek. Gdzieś, nie pamiętam już gdzie, niewyremontowaną część peronu oddzielono po prostu siatką z furteczką zamkniętą na kłódkę – za siatką postapokaliptyczna dżungla rośnie prosto z pieprzonego betonu.
Stąd też dziwaczny przebieg U55, który zachwycił MRW. Tak naprawdę budowali to jako odgałęzienie U5, ale że kasy zabrakło w trakcie budowy – wykończyli to, na co ich było stać, żeby nie zostawić kolejnego tunelu-widma. Widm to miasto ma i tak już zbyt wiele.
Obserwuj RSS dla wpisu.