Kiedy pierwszy raz zetknąłem się z serialem Bogajewicza „Stacja”, niespecjalnie mnie zachwycił. Robiony był praktycznie bez scenariusza, w oparciu o improwizację na planie.
Aktorzy kręcąc się po autentycznej redakcji TVN Warszawa podglądali prawdziwych dziennikarzy telewizyjnych i imitowali ich w farsie o podupadłej stacji, nad którą ciągle wisi widmo zamknięcia. Para starych wyjadaczy: Greg Pardubicki i Violetta Mróz (Tomasz Kot i Iwona Wszołkówna) rywalizuje z gotowym na wszystko stażystą, Jackiem Wawawaszem (Wojciech Mecwaldowski).
Któreś z nich niebawem wyleci z pracy, ale które? To miał być story arc pierwszego sezonu. Czy wyleci Jacek Wawawasz, na tyle przystosowany do mediów epoki kryzysu, że gotów pracować za darmo, czy jego koledzy, weterani korytarzowych intryg?
TVN chciał tą autoparodią zademonstrować swój dystans i wyluzowanie. Żart był jednak na tyle celny, że pierwszy sezon skończył się na bodajże czterech odcinkach. Dopiero z perspektywy czasu doceniłem ten serial.
Zainteresowanie rewolucjami w północnej Afryce sprawiło, że od czasu do czasu z kanałów typu sto pięćdziesiąt parę, gdzie mam w dekoderze Cyfry+ BBC, CNN i France24, zaglądałem do rzadko odwiedzanej czeluści niskich numerków, gdzie kryją się TVN i TVN24.
Na litość boską, kanały informacyjne przecież stworzono do pokazywania takich tematów. Tymczasem TVN24 ciągle nudziło albo o sporcie, albo o tym, co Eryk Mistewicz sądzi o komentarzu Palikota do słów Niesiołowskiego pod adresem Migalskiego. Jakby mnie to kurna obchodziło.
Ale jak już się zajmowali Maghrebem, to jeszcze gorzej, bo zajmowali się nim ustami (i wąsami) Jacka Pałasińskiego. Szczególnie spodobało mi się sformułowanie „Al Jazeera dalej podjudza”.
Skąd on się wziął? Kto i dlaczego uznał go za osobę mającą coś ciekawego do powiedzenia o polityce międzynarodowej? To mnie tak zaintrygowało, że aż pytałem na blipie – wyjaśniono mi, że to skutki żałoby po papieżu. Tyle lat minęło, a ja się ciągle cieszę, że nie było mnie wtedy w kraju i obserwowałem ten wodewil z bezpiecznej odległości.
Nie ma jednak takiego dna, w które ktoś by nie zastukał od spodu. Jest TVN 24 – ale jest też TVN Warszawa, właściwy obiekt kpiny Bogajewicza. Którą dopiero teraz zacząłem rozumieć.
Tej stacji nie oglądam już w ogóle, ale doszły do mnie echa dwóch nakręconych przez nią afer. Obie dotyczą dziedzin, którymi się interesuję, więc wiem, że obie były bzdurą.
Jedną z nich był rzekomy „brak asfaltu w asfalcie” na warszawskiej S8. Kiedy słyszę, że wyniki badań były złe, chciałbym przede wszystkim wiedzieć, ile zrobiono próbek i ile miało złe parametry – bez tej informacji sprawa nawet nie zasługuje na komentarz.
Zdaje się, że ta informacja w TVN Warszawa się nie pojawiła. Ale komentował tak zażarcie, jakby to był pojedynek Grega Pardubickiego i Jacka Wawawasza o ostatni ciepły posiłek na redakcyjnej stołówce. Po co komu zdrowy rozsądek, skoro można zrobić greps z cytatem z Barei.
Potem mieliśmy „aferę” z brzydkimi wyrazami w komiksie o Chopinie. Afera, jeśli rozumiem ostatnie decyzje, znalazła szczęśliwe rozwiązanie: nakład nie będzie publicznie spalony (fajnie byłoby zrobić taki happening w Berlinie!), tylko ambasada wycofa się z pomysłu rozdawania w szkołach. Który od początku był niemądry.
Dlaczego uważam, że ta afera jest dęta? Bo czytam komiksy. Także te wydawane przez Ambasady, Instytuty i nawet Muzeum Powstania. Hint: to nie jest debiut Krzysztofa Ostrowskiego. Drugi hint: to nie jest pierwszy komiks z brzydkimi wyrazami, wydany za pieniądze podatnika. Trzeci hint: zagraniczni artyści uczestniczący w takich projektach bluzgają jeszcze bardziej.
Znam parę komiksów współfinansowanych przez instytucje państwowe, z których Wawawasz z Pardubickim mogliby nakręcić jeszcze lepszą aferę. Nie wskażę konkretnych tytułów. Niech se sami szukają. Komiksy się łatwo czyta. Jest dużo obrazków. Nawet Violetta Mróz sobie poradzi.
Obserwuj RSS dla wpisu.