Widziałem Obamę i Obamową! Po prostu szedłem sobie ulicą, której wcale nie zamknięto z powodu przejazdu prezydenta. Na chwilkę tylko zatrzymano ruch na jednej jezdni (ruch w przeciwnym kierunku odbywał się normalnie).
Przejechał najpierw policjant na motocyklu i z włączonym kogutem, a chwilę potem kolumna pojazdów, z wyraźnie widoczną limuzyną pary prezydenckiej. Obserwowałem to razem z grupą zaskoczonych pasażerów czekających na przystanku autobusowym – jedynym niezaskoczonym był stojący wraz z nimi policjant w odblaskowej kamizelce.
Domyślacie się już pewnie, że nie był to przystanek „Uniwersytet” na Krakowskim Przedmieściu. To był przystanek „London Hilton” na Park Lane (w kierunku Hammersmith).
Za sprawą krótkiej podróży do Londynu dwukrotnie mogłem zaliczyć niż Victor i wizytę Obamy. O ile ulewny deszcz zmoczył mnie w Londynie tak samo jak w Warszawie, to już wizyta Obamy wyglądała w obu miastach zupełnie inaczej.
Tam toczyło się normalne życie, bez cyrków w stylu „zamykamy ulicę na dwie godziny przed przejazdem”. Bezpieczeństwo zapewniają po prostu policjanci stojący wzdłuż ulicy – nie było chyba takiego miejsca na Park Lane, z którego nie byłoby widać choć jednego policjanta w odblaskowej kamizelce. Zgaduję, że do tego dochodzili mniej widoczni funkcjonariusze w cywilu.
Trudno znaleźć racjonalne uzasadnienie różnicy w środkach bezpieczeństwa, jakie podjęto dla Obamy w Londynie i w Warszawie. To przecież w Londynie zamachy terrorystyczne są od 40 lat realnym zagrożeniem, bo jak nie Al Kaida to Irlandczycy. W Polsce to ciągle raczej pomysł na thriller political fiction niż rzeczywistość.
Dlaczego więc właśnie u nas zdecydowano się na taki overkill w środkach bezpieczeństwa? Czemu ma służyć zamykanie ulic i usuwanie pieszych z chodników? Dlaczego jako przechodzień nie byłem uważany za zagrożenie dla Obamy na Park Lane, a stanowiłbym zagrożenie na Krakowskim Przedmieściu?
Osobiście bardzo lubię Obamów, są wspaniałą pierwszą parą. W Londynie przywitałem ich serdecznym uśmiechem. Jakby jechali wolniej, to nawet bym im pomachał w ramach spontanicznego aplauzu ludności okolicznej. W Warszawie już miałem inną minę, całe szczęście, że nie mieli szansy jej zobaczyć.
Obserwuj RSS dla wpisu.